Niektóre miejsca w Sulęczynie przecina urokliwa rzeka Słupia. Jej wody płyną zwartym nurtem przez jeden z nielicznych na Pomorzu górskich odcinków – Rynnę Sulęczyńską. Od 16 lat pływają po tej rzece i zachwycają się nią - Hydroaktywni. Grupa miłośników kajakarstwa, dla której ta dyscyplina sportu jest odskocznią od spraw codziennych.
O tym, jak tworzyli się Hydroaktywni, co ich spaja i motywuje do działań - opowiada Witold Zalewski, organizator zawodów kajakowych "Hydroaktywni", właściciel przystani kajakowej "Kajlandia – Centrum Aktywnego Wypoczynku w Sulęczynie".
A... wszystko zaczęło się w 1997 roku, od spontanicznego spływu rzeką Słupią.
- Dawniej w naszej miejscowości kajakarstwo nie było aż takie popularne. Raczej dostępne dla tych, którzy szukali przygód. Pamiętam, że spontanicznie podjęliśmy decyzję. Wyruszyliśmy ze znajomymi w kilkudniowy spływ Słupią - cztery kajaki dwuosobowe tzw. szklaki, które pożyczył nam Krzysiu Baske.
[FOTORELACJA]28809[/FOTORELACJA]
W tamtym czasie pełnił funkcję bosmana nad Jeziorem Mausz. Spakowani i podekscytowani nową przygodą po raz pierwszy wyruszyliśmy z miejsca, w którym teraz znajduje się mostek na terenie przystani "Kajlandia". Przyszli nawet rodzice i znajomi, żeby pomachać na do widzenia. To było w naszym małym, sulęczyńskim świecie, spore wydarzenie - spływ kajakowy na kilka dni. Nie mieliśmy telefonów komórkowych, więc nikt nie wiedział, jak nam się ten wyczyn uda.
Odcinek Słupi z Sulęczyna w kierunku Parchowa dzisiaj jest nazwany trasą dla aktywnych – sporo powalonych drzew, kamieni, co jakiś czas płycizny. To był jeden z etapów spływu, o którym opowiada Witek. Z sentymentem wspomina pierwszą wywrotkę kajakiem.
- To było w Nowym Polu pod mostem. Płynął wtedy z nami Tomek Marcholewski, który jest w grupie Hydroaktywnych od początku jej istnienia, podobnie jak Krzysiu Baske, o którym wspomniałem wcześniej. Przygoda była niesamowita. To na nas wywarło ogromne wrażenie.
Obserwowaliśmy przyrodę z bardzo bliska. Kajak stał się częścią rzeki. Dopłynęliśmy w ciągu czterech dni do Leśnego Dworu na wysokości Dębnicy Kaszubskiej (ok. 60 km). Jak myślę, że teraz mielibyśmy zorganizować taką spontaniczną wyprawę kajakiem na kilka dni bez telefonów, odcięci od tego co na zewnątrz, to mam wątpliwości, że mogłoby się to udać.
Nieco inna ekipa popłynęła na kolejny spływ dopiero w 2008 roku – tym razem jednodniowy. Trudnością było wypożyczenie kajaków. To stało się przyczynkiem do pierwszych działań Witka w kierunku stworzenia przystani.
Na początek zakupił 10 kajaków. Na tym jednak nie poprzestał. W 2009 r. wydzierżawił działkę, gdzie wcześniej już często przebywali kajakarze, pod przystań kajakową, którą tworzyli razem z właścicielem terenu, Arkiem.
Rok później odbyły się pierwsze zawody kajakowe o wybitnie długiej nazwie: "Zawody Kajakowe Górskim Szlakiem Szwajcarii Kaszubskiej w Gminie Sulęczyno" , które zapoczątkowały wieloletnią tradycję tego święta kajakowego.
- Na początku była rodzina i znajomi. Tu warto wspomnieć o naszym Rysiu, który wcześniej kajakiem nie pływał, a podczas zawodów odważył się spróbować i pokonał rywali. To było dla nas duże, pozytywne zaskoczenie. Okazało się, że ma talent i teraz jest w czołówce kajakarzy startujących długodystansowych maratonach. Jego historia pokazuje nam, że warto się przełamywać i robić coś co się lubi, bo to daje moc. Z latami wydarzenie "Hydroaktywni" zaczęło nabierać coraz większego rozmachu. Na pewnym etapie dołączył do nas Piotr Zatoń i zaproponował wówczas nową nazwę zawodów – "Hydroaktywni". Bardzo się nam spodobała i do dziś funkcjonuje. Przyjęliśmy ją też jako nazwę naszej nieformalnej grupy kajakarzy.
Na początku była to mała grupa czynnych kajakarzy, która z czasem powiększała się i teraz liczy około piętnastu członków. Są w niej też osoby, które kajakiem często nie pływają, ale wspierają działania organizacyjnie.
Z biegiem lat jako kajakarze nabieramy coraz większego doświadczenia. Bierzemy udział w spływach zwiadowczych, zawodach, pokazach, działamy też charytatywnie. Niedawno braliśmy udział w ekstremalnym - zimowym, nocnym spływie Rynną Sulęczyńską w ramach zbiórki pieniędzy dla Maciusia. W naszych działaniach stajemy się coraz bardziej rozpoznawalni i robimy to, bo lubimy.
Nowym napędem grupy stało się trenowanie kajakarstwa górskiego. Wspólne wyjazdy na kursy w Polsce i zagranicą nie tylko przyczyniają się do zwiększenia umiejętności, ale też poszerzają kręgi znajomości w świecie kajakarskim. Mała, nieformalna grupa z małego Sulęczyna jest zaledwie pinezką na dużej mapie klubów działających w Polsce, ale staje się ona coraz bardziej widoczna.
Na pytanie, co daje Hydroaktywnym moc, Witek odpowiada:
- Dla nas to odstresowanie się od codzienności, kontakt z przyrodą, a jak się jest grupą z 16-letnim doświadczeniem – to łączy nas przyjaźń i radość ze spotkania. Świat teraz pędzi, jesteśmy zabiegani i w takich momentach zatrzymania we wspólnej pasji – tym bardziej doceniamy wspólne spływy. Aktywny wypoczynek na wodzie to duża dawka pozytywnej energii.
Witek przyznaje, że zainteresowanie zawodami jest duże, bo i kajakarstwo staje się coraz popularniejsze. Mówi się, że jak już ktoś przyjedzie na Hydroaktywnych, to będzie zawsze wracał. W dużej mierze to się sprawdza, bo wśród zawodników są osoby, które pokonują ponad 300 km, żeby wziąć udział w rywalizacji i zabawie.
- Tu chodzi o rywalizację, ale przede wszystkim o dobrą atmosferę, którą wszyscy współtworzymy przez wiele lat. W tak wyjątkowych okolicznościach przyrody, przy ognisku, na wodzie, na parkiecie - jesteśmy tu razem w tym właśnie dniu, raz w roku. Z przystanią związana jest też jeszcze jedna, dość niezwykła legenda. O tym, że single mogą przestać być singlami... Zapoznały się tu cztery pary, które potem wzięły ślub. Więc polecamy to miejsce, ludziom, którzy szukają swojej bratniej duszy. Kto wie, może znajdzie się tez piąta para – śmieje się Witek.
Pytam Witka o czym myśli, jak siedzi wieczorami na przystani i patrzy na przepływającą rzekę.
- Wspominam nasz pierwszy spływ, który zapoczątkował wszystko. Myślę o tym, jak przystań rozwijała się przez lata, ilu ludzi tu się przewinęło – zarówno pracowników, jak i turystów. To jest 16 lat. Czasem, jak zdarzy się, że grupa nie płynie danego dnia z różnych powodów – to sam wsiadam w kajak i daję się nieść nurtowi Słupi, płynę i odpoczywam.
Od autorki: Aby dowieść, że legenda o przystani miłości jest prawdziwa, napiszę tylko, ze razem z mężem tworzymy czwartą parę, która poznała się na przystani "Kajlandia" w Sulęczynie.
Prywda22:58, 17.05.2024
Jo to je prywda
Też kajakarz07:31, 18.05.2024
Artykuł sponsorowany o grupie która zajmuje się organizacją spływów
0 0
Biznes to biznes.