Zamknij

Lech Wałęsa o Porozumieniach Sierpniowych i współczesnych wyzwaniach

PAP 11:04, 31.08.2025 Aktualizacja: 11:13, 31.08.2025
9 fot.PAP fot.PAP

Niebiosa mi pomagały, uratowałem powstanie Solidarności - powiedział PAP pierwszy przewodniczący NSZZ "Solidarność", były prezydent Lech Wałęsa. Według niego, obecnie największym zadaniem jest odbudowa zaufania do demokracji. - To wyzwanie na dziś - i dla Polski, i dla całego świata - zaznaczył.

Mija 45 lat od podpisania Porozumień Sierpniowych, które zapoczątkowały narodziny "Solidarności". Lech Wałęsa - przywódca strajku w Stoczni Gdańskiej, pierwszy przewodniczący NSZZ "Solidarność", późniejszy prezydent RP i laureat Pokojowej Nagrody Nobla - w rozmowie z PAP wspomina drogę do zwycięstwa oraz dzieli się refleksjami na temat wyzwań stojących dziś przed Polską i światem.

PAP: Czy w sierpniu 1980 roku miał pan momenty zawahania, zanim zdecydował się stanąć na czele strajku?

Lech Wałęsa: Nie, ale uważałem, że jest trochę za wcześnie. Po lekcji z Grudnia'70 wiedziałem, że na wielu frontach musimy być organizacyjnie lepiej przygotowani, aby to wypaliło. Po drugie, moja żona rodziła wtedy córeczkę Anię. Nie pasowało mi to wszystko.

PAP: Co sprawiło, że mimo wszystko dołączył pan do protestujących?

- Obiecałem, więc klamka zapadła. Tak zostałem wychowany - trzeba dotrzymywać zobowiązań. Poza tym ja chciałem walczyć. Jako dziecko słuchałem starszych, którzy po śmierci Stalina w latach 50. przychodzili do naszego domu na wsi na dyskusje. Marzyli, aby skończyć z komunizmem i wyrwać się spod rosyjskiego jarzma. Wziąłem to sobie do głowy i pomyślałem: pójdę do wojska, zostanę generałem i obalę komunę. Takie miałem plany, ale trochę o tym zapomniałem. Później przyjechałem do Gdańska, przyszedł grudzień 1970 roku i nagle znalazłem się na czele strajku.

PAP: I wtedy przypomniał pan sobie dawne marzenia?

- Tak. Choć przegraliśmy, zrozumiałem, jak można wygrać. Pomyślałem: "Boże, daj mi jeszcze raz wrócić, a ja to rozegram inaczej". I Pan Bóg mnie wysłuchał - dziesięć lat później znów stanąłem na czele strajku.

PAP: Jak udało się panu dostać na początku strajku w sierpniu 1980 r. do stoczni?

- Do dziś podejrzewam, że Bogdan Borusewicz mnie wystawił. Ogłosił, że mam być szefem, a wokół byli agenci i podsłuchy. Bezpieka wiedziała, że mam prowadzić strajk i pilnowała mnie tak, że mucha by się nie przecisnęła. Przed drzwiami mojego mieszkania na Stogach dzień i noc ktoś siedział i czuwał. Chciałem wyskoczyć przez okno, ale pod domem stał milicyjny samochód, więc zrezygnowałem. Położyłem się spać. Kilka godzin później obudziłem się i pomyślałem, co ja powiem kolegom? Pożegnałem się z żoną i wyszedłem. Cud - nie zatrzymali mnie. Wsiadłem do tramwaju, a za mną trzech typków, obok auta bezpieki. Wysiadłem przy stoczni, poszedłem do bramy - jednej, drugiej - nie mogłem wejść. W końcu udało mi się wchodząc na drzewo, wskoczyć na mur i przeskoczyć na teren stoczni.

PAP: Jak to sie stało, że nie został pan zatrzymany?

- Niebiosa mi pomagały. Po latach dowiedziałem się, że ci funkcjonariusze mogli mnie zatrzymać tylko do czasu przyjścia przełożonych. Potem musieli mieć ich zgodę. Decyzja o zatrzymaniu mnie się przeciągała, a ja w ostatnich sekundach wskoczyłem na teren stoczni i przejąłem strajk, który już gasł. Nie było nikogo, kto mógłby nim pokierować. Borusewicz wystawił tylko mnie, młodzi na miejscu nie byli w stanie tego udźwignąć. Tylko ja mogłem to poprowadzić. Uratowałem powstanie Solidarności. Gdybym wtedy nie wkroczył, wszyscy siedzieliby we więzieniach.

PAP: Czy stoczniowcy od początku darzyli pana zaufaniem?

- Miałem wyrobioną pozycję, doświadczenie, słuchano mnie. A ja chciałem spełnić marzenia: obalić komunizm i uwolnić się spod rosyjskiego wpływu. Aby to osiągnąć potrzebowałem tylko poparcia. Mój dramat polegał na tym, że nie mogłem o tym nikomu powiedzieć, bo skróciliby mnie o głowę. Na szczęście ludzie uwierzyli we mnie, dali się poprowadzić i dlatego zwyciężyliśmy.

PAP: Skąd brał pan przekonanie, że uda się zwyciężyć na drodze pokojowej?

- Intelektualiści mówili, że to jest niemożliwe i tylko wojna atomowa może zmienić tamten świat. Ja uważałem inaczej, a że byłem silny, to występowałem przeciwko wszystkim. Potrafiłem wykorzystać okazję i kiedy się pojawiała, realizowałem swoje plany. Widziałem, że komunizm i powojenny podział świata na strefy wpływów wyczerpały swoje możliwości, hamowały rozwój i trzeba to zmienić. Udało się, bo miliony osób mnie słuchały.

PAP: Jaka jest najważniejsza spuścizna Sierpnia’80?

- Wywróciliśmy stary porządek, żeby zbudować nową epokę. Europa poszła w dobrym kierunku, likwidując granice i wprowadzając wiele zmian. Pomyliłem się w jednym - sądziłem, że inne kontynenty pójdą w tę samą stronę, a one stanęły. To powoduje, że budowa nam trochę nie wychodzi.

PAP: Od czego powinni zacząć dzisiejsi liderzy, aby to zmienić?

- Teraz jest czas dyskusji i poszukiwania rozwiązań, by lepiej zbudować trzecią tysiąclatkę. Zadaniem obecnego pokolenia jest zebranie dobrych pomysłów i ułożenie ich w programy oraz struktury.

PAP: Co jest największym wyzwaniem dla polityków?

- Ludzie sukcesu, ludzie mądrzy olali politykę. Wchodzą do niej same odpady - ci, którym się nie powiodło. Dopuszczono głupców i mało kto jest tam wartościowy. Społeczeństwo przestaje wierzyć w demokrację. Kiedy nie było telefonów i internetu, ludzie ufali politykom, ale przestali, bo te środki obnażyły ich kłamstwa i oszustwa. Dlatego wybierają populistów i demagogów - Trumpów, Kaczyńskich, Nawrockich. Trzeba na nowo zdefiniować lewicę, prawicę. Wszystkie partie trzeba rozwalić i od nowa zorganizować.

PAP: I od czego powinniśmy zacząć?

- Od ratowania demokracji. To wyzwanie na dziś - i dla Polski, i dla całego świata. Ludzie tracą wiarę w demokrację, gdy widzą oszustwa. Trzeba odbudować zaufanie. Ja bym chciał budować i wiem, jak to robić, tylko nikt nie chce mnie słuchać.

PAP: To co pan proponuje?

- Aby system polityczny funkcjonował prawidłowo i zapobiegał powstawaniu autorytarnych rządów, do programów partii politycznych powinny być wpisane trzy zasady. Pierwsza: każdy lider powinien sprawować władzę maksymalnie przez dwie pięcioletnie kadencje. Drugi punkt to wprowadzenie zasady, że każdy polityk może być odwołany w dowolnym momencie, jeśli zebranych zostanie więcej podpisów niż liczba głosów, które uzyskał w wyborach. Po trzecie partie muszą być transparentne finansowo. Jeśli mnie nie posłuchacie i tego nie zrobicie, to ludzie podpalą Europę i świat. Nie będzie 500 lat życia na tej ziemi, przyślą nam Adama i Ewę i od nowa zaczniemy. A jeśli wprowadzicie te zasady, to za 15-20 lat demokracja wróci.

PAP: Jakie wskazówki miałby pan dla tych, którzy szukają sposobu na zakończenie wojny w Ukrainie?

- Polska miała trudniejszą sytuację - mieliśmy Związek Radziecki i Układ Warszawski - a jednak udało nam się rozbić stary system dzięki nowym metodom pokojowej walki. Świat o tym zapomniał i wrócił do czołgów, atomu i zastraszania. Pytanie brzmi: która koncepcja zwycięży - siłowa czy pokojowa, demokratyczna?

PAP: A jaka jest pana odpowiedź?

- Nawet jeśli teraz pomożemy Ukrainie wygrać, to za kilkanaście lat Rosja znów się podniesie i nasze wnuki będą musiały z nią walczyć. Dlatego powinniśmy pomóc Rosji zmienić jej system polityczny. Problemem nie jest tylko Putin, lecz cały mechanizm, który tworzy takich przywódców. Gdyby obowiązywały wspomniane przeze mnie zasady - kadencyjności, odwoływalności i przejrzystości finansowej - żadna dyktatura by się nie utrzymała.

PAP: Jak pana zdaniem w praktyce można doprowadzić do zmiany systemu politycznego w Rosji?

- Kiedy my walczyliśmy w Polsce, też nikt nie wierzył, że jest to możliwe, a udało się. Solidarność pokazała, jak osiągać sukces. Trzeba zastosować te same metody.

PAP: Zbliżają się pańskie urodziny. Czego pan sobie życzy?

- Przenoszę się do wieczności. Wykonałem swoje zadanie - obaliłem stary porządek. Boję się tylko, że moje zwycięstwo zostanie zniszczone. "Solidarność" i ja potrzebujemy pieczątki - potwierdzenia, że dobrze walczyliśmy. Jeśli kolejne pokolenie odniesie sukces, wtedy ta pieczątka przyjdzie. W przeciwnym razie będą mnie przeklinać, oskarżać, zrobią ze mnie agenta. Powiedzą: po co zniszczył tamten układ, a nie zbudował niczego trwałego. Los wyznaczył wam, młodym, zadanie: zbudować nowy ład. Macie dziś największą szansę na pokój, rozwój i dobrobyt, ale musicie się zabrać do roboty. A najlepiej - żeby wam się chciało chcieć, piękny świat będziemy mieć. Nie wolno bać się problemów. Gdy jest ciężko, rodzi się nadzieja. 

(anm/ par/)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (9)

ZenZen

8 1

A gdzie koszulka z napisem konstytucja?

11:17, 31.08.2025
Wyświetl odpowiedzi:1
Odpowiedz

Minister Żulek Minister Żulek

4 1

Podłogę nią wyciera

16:53, 31.08.2025

InfoInfo

12 1

Nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Najbardziej temu panu to pomogą jego teczka.

11:41, 31.08.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

emerytttemeryttt

7 1

Lech Wałesa, mowi że tu w Polsce nie da się żyć ,a koszty życia w Polsce są wysokie, a jego emerytura jest bardzo wysoka a co mają mówić emeryci,którzy mają emeryturę około 3 tys.

12:16, 31.08.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

UżytkownikUżytkownik

Naruszono regulamin portalu lub zgłoszono nadużycie. Komentarz został zablokowany przez administratora portalu.


dekomunizacjadekomunizacja

11 1

jak najszybciej zmienić nazwę portu lotniczego z haniebnej nazwy im TW Lecha Bolesława na im solidarności!!!!

15:57, 31.08.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

do dekumenizacjado dekumenizacja

0 7

Zmienić na lotnisko pod wyzwaniem KACZKI z pod kołderki

18:58, 31.08.2025
Wyświetl odpowiedzi:1
Odpowiedz

????????

3 0

ale co??? nie było komu kaczki wyjąć w domu starców ???
i jak sobie z tym POradziłeś💩

23:03, 31.08.2025

leoleo

3 0

A ten z jakiej galaktyki spadł?

21:51, 31.08.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%