Znasz to uczucie, kiedy masz świetnie zoptymalizowaną stronę, wrzucasz nowe treści, linkujesz jak trzeba, a mimo to... nic? Pozycje stoją, ruch z wyszukiwarki ledwo się kręci. I wtedy zaczynasz się zastanawiać: czy coś robię źle, czy to Google znowu coś przekręciło? A może — i tu się zaczyna zabawa — twoja strategia SEO jest po prostu... zbyt międzynarodowa?
Właśnie dlatego temat algorytmy Google i polski rynek staje się coraz bardziej aktualny. Bo co działa na rynku niemieckim czy amerykańskim, niekoniecznie zadziała w Krakowie czy Gdyni. To inny internet, inne zachowania użytkowników, inne potrzeby. Jeśli chcesz przetrwać i rosnąć — trzeba się lokalnie dostosować. A skoro już tu jesteś, to koniecznie rzuć okiem na https://links-stream.pl/ — to dobre źródło, jeśli myślisz o linkach, które faktycznie działają na polskim rynku. Nie, nie są sponsorami. Po prostu robią to dobrze.
Zanim zaczniemy z „polskim” SEO, krótka przypominajka. Algorytmy Google to nie jest jeden wielki robot, który wszystko wie. To zestaw mechanizmów, które próbują zrozumieć, czego szuka człowiek i jak najlepiej dopasować do tego strony. To jak układanka, która ciągle się zmienia — bo ludzie zmieniają sposób, w jaki pytają.
Ostatnie lata to nacisk na jakość treści, autorytet, linki z kontekstem, szybkość ładowania, mobilność, doświadczenie użytkownika… Lista jest długa, a aktualizacje (jak Helpful Content Update czy Core Web Vitals) potrafią przemodelować wyniki z dnia na dzień. Ale tutaj pojawia się pytanie: czy to wszystko działa tak samo w Polsce?
Nie do końca.
Polski użytkownik to trochę inny typ gracza. Mniej „How to”, więcej „jak coś zrobić szybko i tanio”. Zamiast pytać „najlepszy laptop dla programisty”, częściej wpisuje „dobry laptop do pracy 2024 ranking”. I to wcale nie jest drobiazg. To wpływa na cały sposób, w jaki Google interpretuje intencje, a więc i na to, kogo pokazuje na górze.
Polski internet to także inne strony, inne linki, inna konkurencja. Mamy dużo portali porównawczych, recenzji, for, blogów tematycznych, które są dość wpływowe lokalnie, ale globalnie – niewidoczne. Link z takiego miejsca może więcej dać w PL niż piękny wpis na medium.com.
Niektóre frazy po polsku mają zupełnie inną wagę niż ich angielskie odpowiedniki. Przykład? „Pozycjonowanie stron Warszawa” to klasyka, ale frazy takie jak „widoczność w Google” czy „pozycja w wyszukiwarce” też mają swoją wagę – i targetują zupełnie inne grupy ludzi.
Nie kopiuj więc bezmyślnie struktur fraz z USA czy UK. Zamiast tego: wejdź na fora, zobacz, jak pytają ludzie. Przejrzyj grupy na Facebooku. Albo po prostu pogadaj z kimś, kto faktycznie szukał ostatnio czegoś przez Google. Te frazy, które brzmią „naturalnie”, często mają większy potencjał niż te najpopularniejsze w narzędziach.
Jeśli korzystasz z Ahrefs, Semrush albo Surfera — spoko, działają. Ale uzupełnij to o narzędzia, które mają większą bazę PL. Ubersuggest czasem daje fajne podpowiedzi dla lokalnych fraz, a Senuto i Contadu są typowo polskie, więc lepiej pokazują to, co faktycznie działa na naszym rynku.
Tu się robi ciekawie.
W Stanach dużo SEOwców żyje z gościnnych postów, linków z gazet, PR-u. W Polsce? Nadal królują fora, zaplecza, wpisy sponsorowane, katalogi – te lepsze oczywiście. I wiesz co? To wcale nie jest złe. Bo Google patrzy na linki w kontekście — jeśli masz sensowny link z popularnego polskiego bloga czy forum tematycznego, to często więcej wart niż zadowolony klient na Reddit.
Ważne: nie kupuj linków z przypadkowych serwisów z listy „100 linków za 50 zł”. Google nie jest głupie. Lepiej mieć 10 dobrych linków z polskich źródeł niż 100 losowych z Indii. Serio.
Zapomnij o tym, że masz napisać „tekst SEO”. Piszesz dla ludzi. W Polsce to szczególnie ważne. Nie lubimy ściemy, nie lubimy sztuczności. Jeśli twój tekst wygląda jakby napisała go maszyna albo „specjalista SEO z 2008”, to nikt tego nie przeczyta, a Google tylko się uśmiechnie i powie „aha, nie tym razem”.
Pisz normalnie. Jak do kumpla. Trochę humoru, trochę konkretów, żadnych „Wstęp. Rozwinięcie. Zakończenie”. Polska sieć to miejsce, gdzie autentyczność nadal się liczy.
Niektóre schematy, które działają za granicą, w Polsce po prostu nie wchodzą. Slidery z dziesięcioma produktami? Meh. Pop-upy przy wejściu? Jeszcze gorzej. Co działa? Szybka strona, prosty dostęp do treści, brak chaosu. My chcemy znaleźć to, czego szukamy – i jak się nie uda w 5 sekund, to wracamy do Google.
Zadbaj o mobilność. W PL sporo ludzi korzysta z internetu przez telefon, często na średniej jakości połączeniu. Strona, która się ładuje 7 sekund? Możesz ją schować.
Aktualizacje algorytmu – czy wpływają na Polskę tak samo?
Tu ciekawostka. Zauważyłem, że niektóre update’y Google uderzają w Polskę z opóźnieniem. Tak jakby najpierw testowali wpływ na duże rynki (US, UK, DE), a dopiero potem „poprawiali” resztę. To oznacza, że mamy trochę czasu na reakcję. Jeśli widzisz, że w Stanach coś się dzieje — warto zacząć analizować swoje strony wcześniej.
Oczywiście, to nie reguła. Ale na przykład Helpful Content Update w USA wywrócił wyniki w sierpniu, a w Polsce większe zmiany widzieliśmy dopiero we wrześniu. Miesiąc gratis.
No właśnie. Czy Google w Polsce traktuje AI-generated content tak samo jak w USA? Na razie wygląda na to, że... zależy. Treści pisane przez ChatGPT, jeśli są dobrze zredagowane i mają wartość, nadal się rankują. Ale te suche, wygenerowane „na pałę”? Lecą w dół.
Polski użytkownik szybko wyczuwa sztuczność. A Google to śledzi. Dlatego nawet jeśli używasz AI, to przepisuj, redaguj, nadawaj styl. Bo jak tekst brzmi jak robot – to robot go zje.
Wielu marketerów skupia się na dużych brandach. Ale na polskim rynku bardzo często wysokie pozycje zajmują „lokalne bestie” — małe sklepy, blogi, fora tematyczne, które przez lata zebrały solidny profil linków i treści.
Nie patrz więc tylko na domeny z DA 80+. Analizuj, co robią ci, którzy są tam, gdzie ty chcesz być. Często to nie magia – to konsekwencja i lokalna obecność.
A na koniec: SEO w Polsce nadal ma ogromny potencjał. Nie jest przesycone. Nie jest jeszcze tak agresywne jak na Zachodzie. Ale właśnie dlatego warto zacząć działać z głową. Bo Google wie, gdzie jesteśmy. I czego szukamy.