Oto próba rekonstrukcji i zarys portretu zapomnianego nauczyciela, działacza i publicysty kaszubskiego związanego ze Starą Hutą.
Niewątpliwie ciekawą postacią związaną ze Starą Hutą był Alfons Cierocki – nauczyciel, działacz i publicysta kaszubski, który w Starej Hucie się urodził i wychował. Jest to postać niemal zapomniana.
Przez ostatnie 83 lata, które minęły od śmierci Cierockiego, wspominano o nim zaledwie kilka razy na łamach prasy czy przy okazji opracowań książkowych, przeważnie „na marginesie”.
Wiadomo, że w okresie międzywojennym wśród mieszkańców rodzinnej wsi uchodził za człowieka uczonego, to zaś z racji uzyskanego wykształcenia. Cierocki był pierwszym „swojakiem”, który odebrał wykształcenie wyższe niż to, które gwarantowała miejscowa szkoła podstawowa. Co więcej, „zawędrował” na Uniwersytet Warszawski, co w Starej Hucie w okresie międzywojennym stanowiło wyjątek.
Choć od śmierci Cierockiego minęło ponad osiem dekad, właściwie do dzisiaj wiedza na jego temat ogranicza się wyłącznie do informacji, które zapisał w 1947 roku na łamach czasopisma "Zrzesz Kaszëbskô" Jan Trepczyk – ważny poeta i pieśniarz kaszubski, jeden z przedwojennych kartuskich Zrzeszińców, urodzony w Stryszej Budzie, a więc zaledwie kilka kilometrów od Starej Huty. Krótki biogram Alfonsa Cierockiego zamieszczono w Słowniku Biograficznym Pomorza Nadwiślańskiego wydanym w 1992 roku, jednakże nota ta opierała się wyłącznie na wiedzy Trepczyka, który tak wspominał swojego przyjaciela dwa lata po zakończeniu działań wojennych:
„W maju 1943 nadeszła z obozu koncentracyjnego Dachau krótka wiadomość o śmierci śp. Alfonsa Cierockiego z Starejhuty w powiecie kartuskim. Kim był Alfons Cierocki?
Był początkowo nauczycielem szkół powszechnych. Ukończywszy seminarium nauczycielskie w Wągrowcu w 1925 r. pracuje kilka lat jako nauczyciel w Zelgniewie w woj. poznańskim. W tym czasie całą duszą oddaje się pracy kulturalnej swego regionu kaszubskiego. I cały swój zapał młodzieńca składa w zorganizowanie Zrzeszenia Regionalnego Kaszubów i wydawnictwo <
>. Pragnąc intensywniej przysłużyć się sprawie kaszubskiej, nie zadawala się posiadaną wiedzą, składa maturę gimnazjalną, opuszcza posadę nauczyciela i zapisuje się jako student prawa na Uniwersytet Warszawski. W czasie swoich studiów jest nadzwyczaj czynnym w propagandzie regionalizmu kaszubskiego wśród korporacyj studenckich, a przede wszystkim korporacji < >, której jest członkiem. Po ukończeniu wydziału prawniczego przyjmuje posadę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, przy ambasadzie polskiej we Włoszech, w Rzymie. Cierocki miał duszę ambitną, a jego aspiracje sięgały daleko – zaś myślą przewodnią dążeń były służba dla dobra ludu kaszubskiego, któremu pragnął oddać najlepsze i najdroższe cząstki swej bogatej duszy i służyć całą swą wiedzą i nauką. Ze swoich prac, obok licznych artykułów, opublikował jedynie obszerniejszą rozprawę pod tyt. Czy Kaszubi są Polakami?. Jego pracy i ciągłemu doskonaleniu się do spełnienia przyszłych doniosłych zadań na naszym terenie położyła kres wojna. W 1940 roku w drodze z Polski został schwytany przez niemiecką policję w Austrii i oddany w ręce Gestapo. Po prawie 2-letniej gehennie obozu koncentracyjnego w Dachau, zginął jak tysiące innych bohaterów z rąk germańskich zbirów. Jego myśl jednak żyje wśród nas, a jego wytrwałość i konsekwencja w pracy i siła duchowa w pokonywaniu napotykanych trudności, winna być dla nas wzorem i przykładem. Cześć jego pamięci!”.
Abstrahując od zawartych tutaj informacji biograficznych, uwagę zwraca szczególnie opinia Trepczyka o Cierockim jako człowieku ambitnym, ideowym, pracowitym. W zdaniu „Jego pracy i ciągłemu doskonaleniu się do spełnienia przyszłych doniosłych zadań na naszym terenie położyła kres wojna” zdawał się Trepczyk dawać do zrozumienia m.in., że Cierocki, gdyby przeżył czas okupacji niemieckiej, mógłby być ważną postacią w powojennym ruchu kaszubskim. Wszak zarówno ten poeta i pieśniarz rodem ze Stryszej Budy, jak i np. urodzony „po sąsiedzku” w Mirachowie (lecz wychował się w Stryszej Budzie) Aleksander Labuda, ważny felietonista i poeta kaszubski, główny ideolog Zrzeszińców, stworzyli najważniejsze swoje prace po 1945 r.
Redaktor „Zrzeszy” pisał jeszcze o Cierockim w tym samym roku w cyklu Lista strat kultury kaszubskiej 1939-1946, jednak w nocie na jego temat zostały jedynie powtórzone wcześniej podawane informacje.
Wspomnienie Trepczyka o Cierockim nie znalazło jakiejkolwiek kontynuacji przez kolejne 42 lata życia tego poety, choćby w formie jakiegoś szerszego tekstu wspomnieniowego czy omówienia pisanych przez Cierockiego artykułów. Trepczyk zmarł w roku 1989, zaś rok przed śmiercią tak wspominał Cierockiego (w liście do Feliksa Marszałkowskiego; tutaj zapis Trepczyka w tłumaczeniu z języka kaszubskiego na język polski):
„O Alfonsie Cierockim chciałbym powiedzieć, że był jednym ze Zrzeszińców i naszym (moim) dobrym [?] [zapisał Trepczyk: bëlnym] druhem. Przez cztery lata razem jeździliśmy do Seminarium, odwiedzaliśmy się w czasie ferii – on urodził się w Starej Hucie, 3 km. od mojej Stryszej Budy. Nie byłby się pewnie dostał do Dachau i nie zginął już w 1940 r., gdyby sobie nie wymyślił jechać do Włoch. Ale co komu przeznaczone, tego to nie minie. Napisał pod pseudonimem <
> (Alfonek = Alfons) broszurkę Czy Kaszubi są Polakami?”.
Trepczyk konsekwentnie podawał jako miejsce śmierci Cierockiego niemiecki nazistowski KL Dachau, obóz koło Monachium, lecz przywoływał różne daty roczne śmierci swojego druha, przy czym nie podał – jak to wiemy już obecnie po lekturze dokumentów obozowych – daty prawidłowej. Co więcej, nie zginął Cierocki w KL Dachau, lecz w innym, o wiele gorszym obozie, na terenie Austrii. Podane przez Trepczyka także inne informacje na temat Cierockiego po latach wymagają zweryfikowania.
Wróćmy jeszcze do tego, co już pisano o Cierockim wcześniej. Wzmiankował na jego temat np. Józef Borzyszkowski we wspomnianej już biografii Majkowskiego, później także w Historii Kaszubów w dziejach Pomorza (t. IV). W biografii Majkowskiego występował nauczyciel i działacz kaszubski rodem ze Starej Huty jako autor „broszury” Czy Kaszubi są Polakami?, także jako autor relacji prasowej zamieszczonej w 1932 r. na łamach „Gryfa Kaszubskiego” pt. Kaszubi w Warszawie z okazji uroczystości jubileuszowych Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Jest „Al. Fonek” w tym opracowaniu widoczny (lecz do momentu wydania niniejszej publikacji pozostawał nierozpoznany) na s. 635 na zdjęciu grupowym z tych uroczystości – stoi w górnym rzędzie pośrodku, jest wyraźnie niższy od innych. Najważniejszą postacią na tej fotografii jest oczywiście Majkowski.
Jeśli chodzi o drugie wspomniane dzieło Borzyszkowskiego, nazwisko Cierockiego jest tam również uwzględnione w kontekście wspomnianej „broszury” oraz jako publikującego w „Gryfie Kaszubskim” i w czasopiśmie „Zrzesz Kaszëbskô”. Na kartach tego opracowania „Al. Fonek” jest widoczny (lecz dotąd i tutaj był nierozpoznany) na zdjęciu grupowym członków korporacji „Cassubia” na s. 599 – siedzi w dolnym rzędzie jako pierwszy z lewej, wyraźnie niższego wzrostu, ponownie z charakterystycznym wąsem.
Wzmiankowane książki Józefa Borzyszkowskiego nie przyniosły żadnych nowych informacji na temat Cierockiego, który jako postać nie był zresztą obiektem zainteresowania tego badacza. W obu opracowaniach zapisał zresztą badacz jego nazwisko jako Cirocki, ten błąd powielił jeszcze w tekście Zrzeszenie Regionalne Kaszubów w Kartuzach a Aleksander Labuda i zrzeszyńcy (Zob. [w:] Aleksander Labuda. Życie. Literatura. Mit. Monograficzna praca zbiorowa pod red. Daniela Kalinowskiego, Bolszewo 2013). Postulował jednak w jednym z przypisów, co warto odnotować:
„Pseudonimem A. Cierockiego <
> firmowana jest jego znamienna broszura pt. Czy Kaszubi są Polakami?, Kartuzy 1931, czekająca również na bliższe rozpoznanie, analizę i promocję”.
Jako jedyny (wszystko na to wskazuje) przyglądał się bliżej Cierockiemu Dariusz Szymikowski, autor zajmującej monografii z 2010 r. pt. Zrzesz Kaszëbskô w latach 1933-1939, który pięć lat przed opublikowaniem swojej książki zamieścił w prasie artykuł na temat sprawy związanej z Cierockim jako autorem tekstu publikowanego właśnie w „Zrzeszy” („Kaszëbskô Òdroda” 2005, nr 4).
Jednak także Szymikowski w odniesieniu do biografii Cierockiego powtórzył – zarówno w artykule, jak i w książce – informacje podane wiele lat wcześniej przez Trepczyka. Interesowała go nie tyle sama postać Cierockiego, co artykuł przez niego napisany, który stał się powodem poważnego dla jego autora kłopotu. Mowa tutaj o tekście pt. "Inspektor szkolny w Kartuzach usuwa obrazy świętych ze sali szkolnej. Obraz Matki Boskiej „szpeci” klasę" („Zrzesz Kaszëbskô” nr 4 z 13 V 1933 r.).
Udało się Szymikowskiemu naświetlić reperkusje związane z publikacją tego krótkiego wywodu – to na podstawie analizy dokumentów sądowych zachowanych w Archiwum Państwowym w Gdańsku. Z kolei w swojej monografii Szymikowski poświęcił Cierockiemu nieco miejsca jako autorowi wspomnianego artykułu, który to tekst zdradza m.in. przywiązanie Cierockiego do religii katolickiej. Jeden z rozdziałów swojej rozprawy badacz zatytułował, podobnie jak „Al. Fonek” swoją książeczkę z 1931 r., Czy Kaszubi są Polakami?.
Do sprawy z Szarłaty k. Przodkowa, jak również do rozważań Cierockiego na temat m.in. tożsamości Kaszubów, jeszcze wrócimy. Oba teksty, choć różnej wartości, są niewątpliwie ważne dla zarysowania z pewnością barwnego życiorysu Cierockiego, który w sferze wyznawanych poglądów był jednym z nielicznych jeśli chodzi zarówno o propagowanie mowy kaszubskiej jako odrębnego i pełnowartościowego języka europejskiego, jak również o określanie Kaszubów jako odrębnego względem Polaków i Niemców narodu, chcącego jednak wbrew Niemcom przynależeć do Polski.
Lecz taki światopogląd Zrzeszińców, m.in. „Al. Fonka”, z jednej strony antyniemiecki, z drugiej zaś podkreślający wszelką możliwą, w tym narodowościową, odrębność Kaszubów od Polaków, nie podobał się zarówno Polakom, jak i Niemcom (a nawet wielu Kaszubom!). Dlatego też Zrzeszińcy uchodzili za niebezpiecznych „separatystów”, jak ich na wyrost (tak się przynajmniej zdaje, choć nie wszyscy współcześni badacze podzielają ten pogląd) określano, choć przecież nie postulowali utworzenia odrębnego państwa kaszubskiego.
Wróćmy jednak do samego początku życiorysu Cierockiego, aby ustalić podstawowe fakty, bo nawet co do daty jego urodzenia nie było do tej pory zgody wśród autorów kilku wspomnianych opracowań. Za rok jego narodzin przyjmowano datę 1902 lub 1906. Co więcej, także różnie zapisywano jego nazwisko na łamach publikacji oraz w dokumentach: jako Cirocki, lecz także np. Czerocki czy nawet… Sieradzki.
Jak wynika z aktu urodzenia zawartego w księdze starostwa mirachowskiego, Alfons Cierocki urodził się 27 marca 1906 r. w Starej Hucie (obecnie gmina Kartuzy, parafia Strzepcz). Co ciekawe, sam podawał datę inną – 25 marca. Jego ojcem był Juliusz, zaś matką Cecylia z Retzlaffów. Wiadomo ponadto z innych archiwalnych zapisów, że ojciec Alfonsa urodził się w roku 1866 w Starej Hucie z ojca Antona i matki Josephiny z d. Sikorra. Z kolei jego matka, Cecylia, była młodsza od męża o cztery lata, zaś jej rodzicami byli Theophil i Pauline z d. Nastała. Rodzinną parafią matki Alfonsa było Przodkowo – tam małżonkowie wzięli ślub w roku 1896. Cecylia pochodziła najprawdopodobniej z Kosowa.
Cecylia, matka Alfonsa, była drugą żoną Juliusza. Pierwsza żona gospodarza, Matylda, poślubiona przez niego w Sianowie w roku 1889, urodziła się w Staniszewie w 1863. Była córką Wojciecha Nastałego i Antoniny z d. Reszka. Zmarła w roku 1896 r. w Starej Hucie.
Juliusz, jak to wynika z ksiąg metrykalnych, posiadał liczne potomstwo ze związków zarówno z Matyldą, jak i Cecylią. Matylda porodziła mu synów (jednocześnie przyrodnich braci Alfonsa) – Jana (1889), Władysława (1892) i Brunona (1896), jak również córkę (przyrodnią siostrę „Al. Fonka”) Bronisławę (1895). Nie jest wykluczone, że to nie wszystkie dzieci Juliusza z pierwszego małżeństwa. Drugie było jeszcze bardziej owocne. Oprócz Alfonsa (1906) urodziła Cecylia jeszcze kilkoro dzieci – synów Klemensa (1897), Juliusza (1898), ponownie Klemensa (1902), Bolesława (1904), Józefa (1909) oraz córki Melanię (1899), Agnieszkę (1901), Józefę (1907) oraz Praksedę (1910).
Wiadomo np. o Bolesławie, starszym bracie Alfonsa, że zmarł w prowizorycznym bunkrze w Starej Hucie (była to zapewne jama w ziemi w jakiś sposób zamaskowana) w wyniku zaczadzenia, ukrywając się przed przymusowym poborem do Wehrmachtu. Pamięć o tym fakcie zachowała się do dzisiaj wśród miejscowej ludności, zaś przypomnieli o tym Bobrowscy w swoim albumie. Jest ów Bolesław widoczny na fotografii wraz z rodzicami (?), bratem oraz siostrą na podwórku rodzinnego gospodarstwa (reprodukcja w niniejszym opracowaniu). Na zdjęciu tym na pewno widzimy Juliusza Cierockiego, zaś czy kobieta siedząca obok niego to Cecylia? Być może, bo przecież także Alfons był wyraźnie niższego wzrostu, co mógł odziedziczyć po matce. Cecylię widać z pewnością na dwóch ujęciach wykonanych nad trumną Bolesława: stoi tam kobieta ubrana na czarno, nie widać jednak jej twarzy. Trzy fotografie z pogrzebu Bolesława także odnaleźli i zreprodukowali Bobrowscy (jedno ze zdjęć jest jednak, jak się zdaje, błędnie podpisane).
Z kolei Józef Cierocki, młodszy brat „Al. Fonka”, był przez wiele lat gospodarzem w Starej Hucie – to on przejął ojcowiznę, nad którą pieczę sprawuje obecnie jego syn. Józef zmarł w roku 1971.
Jak wynika ze wspomnianej fotografii wykonanej na podwórzu Cierockich, ojciec Alfonsa, Juliusz, nie miał ręki – niestety nie udało się ustalić, w jakich okolicznościach ją stracił. Może stało się to w czasie I wojny światowej: niejaki Juliusz Cierocki ze Starej Huty w „niemieckim” powiecie kartuskim (prawdopodobnie chodzi właśnie o ojca Alfonsa) znalazł się na liście poległych w czasie działań wojennych. Rzekomo poległ 25 października 1918 r. a więc dosłownie tuż przed zakończeniem walk na froncie. Jak wiemy, Juliusz Cierocki przeżył jednak wojnę i żył co najmniej do roku 1945.
Co wiadomo o dalszych przodkach Alfonsa Cierockiego? Tylko tyle, że należeli do najbogatszych gospodarzy w okolicy, posiadali rozległe areały ziemi i zatrudniali parobków. Do dzisiaj starsi mieszkańcy wspominają, jak Cieroccy jeszcze w XIX wieku przywoływali ich do pracy i „odwoływali” z pola za pomocą gongu.
Ród Cierockich (ale też Cirockich – to wariant nazwiska) wywodzi się być może ze wsi Sieroczyn k. Człuchowa. Najdalsi przodkowie Cierockich i Cirockich nazywali się więc Sieroccy – nazwisko zmieniło swój kształt pod wpływem języka niemieckiego. Ok. 90% przedstawicieli tej rodziny zamieszkuje województwo pomorskie, w tym zdecydowanie najwięcej powiaty kartuski i wejherowski. Jeśli chodzi o gminy, zdecydowanie najwięcej Cierockich mieszka w gminie Kartuzy. (Informacje z Internetowego Słownika Nazwisk w Polsce PAN). Eugeniusz Pryczkowski w opracowaniu z 2004 r. pt. Cieroccy ze Stążek, powołując się na przypuszczenia Edwarda Brezy, stwierdza m.in., że nazwisko to może pochodzić od wyrazu sirota (współcześnie sierota). Dawniej Cieroccy i Ciroccy mieli się więc nazywać Sierocccy i Siroccy, następnie pod wpływem języka niemieckiego Zieroccy i Ziroccy, potem Ciroccy i Cieroccy – „Niemcy bowiem początkowe s przed samogłoską czytają z i potem zapisują przez z”, wymawiają zaś – przypominał Breza – jako c.
Ojciec Alfonsa, Juliusz, podobnie jak dziadek „Al. Fonka”, należał do gospodarzy bardziej majętnych. Stać więc go było na wykształcenie jednego swojego dziecka. Dlaczego akurat to Alfons spośród licznego rodzeństwa jako jedyny mógł się dalej kształcić po pobraniu jako dziecko nauk od miejscowego nauczyciela Bernarda Szelezińskiego? Może dlatego, że miał zapał do nauki, może też dlatego, że „na oko” nie nadawał się na rolnika, ponieważ był człowiekiem niskim i szczupłym.
Może w tym miejscu warto wspomnieć, że jego pseudonim jako publicysty, „Al. Fonek”, mógł być w jego mniemaniu jakąś językową wariacją słowa „Alfonsik”. Może tak właśnie na niego mówiono, określając go zdrobnieniem jako człowieka określonej postury. „Alfonsik” brzmi jednak zbyt dziwnie jak na „podwórkowe” przezwisko, może więc nazywano go dźwięczniej „Alfonkiem” i to już od dziecka? Dzisiaj możemy jedynie na ten temat dywagować i snuć przypuszczenia. Cierocki zmarł bezpotomnie, nie pozostawił nikogo, kto czułby się dzisiaj zobowiązany do poszukiwania o nim informacji. – O wujku niewiele właściwie wiemy, nic poza tym, że był nauczycielem, bardzo dobrze mówił po kaszubsku i zginął w obozie koncentracyjnym – mówi Sylwester Cierocki ze Starej Huty, obecnie gospodarz na ojcowiźnie, syn Józefa. – Nie mamy nawet żadnego zdjęcia, czegokolwiek, co można by pokazać.
Kształcił się Cierocki – jak wynika z obszernych akt nauczyciela zachowanych w Archiwum Państwowym w Poznaniu oddział w Pile – w Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim w Kościerzynie w okresie od 1920 do rozpoczęcia drugiego półrocza roku szkolnego 1924/25. Ostatni semestr nauki ukończył w Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim w Wągrowcu, gdzie 12 czerwca 1925 r. przystąpił do egzaminu nauczycielskiego. Dlaczego przeniósł się (czy może został przeniesiony?) do Wągrowca, oddalonego od Kościerzyny o prawie 200 km? Tego nie udało się ustalić.
Warto tutaj dodać, że był Cierocki w Kościerzynie wśród pierwszych seminarzystów pobierających nauki już w języku polskim, oficjalnie w granicach państwa polskiego. Pamiętamy przecież, że środkowe Kaszuby powróciły w granice Rzeczypospolitej nie w roku 1918, lecz 1920. Czytamy w jednym ze źródeł: „W lutym 1920 roku ksiądz Kirstein przejął seminarium kościerskie z rąk niemieckich, a we wrześniu tegoż roku kształciło się w nim 125 uczniów. Pierwszym dyrektorem seminarium został Tomasz Targowski, który pełnił tę funkcję przez 7 lat (do października 1927 roku).
Przy szkole funkcjonował internat o 100 miejscach, który podczas wakacji stanowił bazę hotelową wycieczek wędrujących po Kaszubach. W latach 1920-1935 katechetą w Seminarium Nauczycielskim był ksiądz dr Leon Heyke, pisarz kaszubski. (…) W sumie w latach 1920-1935 mury seminarium opuściło 353 absolwentów”. Czy wspominany Leon Heyke, później zamordowany w czasie wojny, miał jakiś wpływ na kształtowanie się postawy prokaszubskiej swojego młodego ucznia? Nie jest to wykluczone. O tym księdzu, uznając ją za ważną postać w szkole, wspominał też Trepczyk. (Zob. J. Drzeżdżon, Współczesna literatura kaszubska…).
Na świadectwie dojrzałości z Wągrowca (zachował się jego odpis) zapisano, że Cierocki „sprawował się w ciągu ostatniego roku szkolnego dobrze”. Otrzymał osiem ocen dostatecznych, sześć dobrych i jedną bardzo dobrą – z języka niemieckiego. W rubryce „język polski” zanotowano, co ciekawe, „dostateczny”. Zaprzysiężony na nauczyciela został 11 sierpnia 1925 r. jako 19-letni nauczyciel w niewielkim Wudzynku w powiecie bydgoskim, nieco na północ od Bydgoszczy w stronę Grudziądza. Tamże, w jednoklasowej szkole, rozpoczął karierę nauczyciela 1 września 1925 r. jako tymczasowy nauczyciel i administrator. Dysponował, jak wynika z dokumentów, mieszkaniem służbowym, do jego dyspozycji pozostawała także rola wielkości 1,33 ha.
Cierocki wg własnoręcznie wypełnionego Wykazu stanu służby posługiwał się językami polskim, niemieckim i francuskim – w mowie i w piśmie. Co ciekawe, nie uwzględnił w tym wykazie mowy kaszubskiej, którą uznawał przecież za pełnoprawny język, odrębny od polszczyzny. Może to świadczyć o tym, że jego poglądy na ten temat czy w ogóle poglądy na sprawy kaszubskie ewoluowały i w tamtym jeszcze czasie nie były skrystalizowane. Może jednak nie było formalnej możliwości dokonania takiego zapisu, bo przecież wiemy, jak kaszubszczyzna była wówczas traktowana, w poznańskiem nie była też Cierockiemu potrzebna. Języka niemieckiego nauczył się Cierocki jeszcze jako dziecko, uczęszczając do szkoły z germanizacyjnym programem nauczania.
Alfons Cierocki jeszcze jako nastolatek dostąpił prawdziwego awansu społecznego. Wywodził się z rodziny chłopskiej, wychował w drewnianej chałupie szachulcowej krytej strzechą – teraz jako młody inteligent miał się sprawdzić w roli nauczyciela. Przebywał co prawda jak dawniej w małej miejscowości wśród rolników, jednakże w zupełnie innej roli – jako kierownik szkoły, mieszkając w poniemieckim murowanym gmachu szkolnym z wszystkimi jak na tamte czasy wygodami. Posada gwarantowała mu utrzymanie, „rząd dusz” w lokalnej społeczności oraz poważanie we wsi, z której pochodził. Wydawało się więc, że kariera Cierockiego jako nauczyciela będzie się dalej rozwijać a on sam będzie się spełniał w roli pedagoga.
W kwietniu 1926 r. Powiatowy Inspektor Szkolny z Bydgoszczy pisał do kuratorium w Poznaniu na temat Alfonsa Cierockiego i jego pracy w Wudzynku, że „karność szkolna” pozostaje na poziomie dobrym, dodawał, że „brak u niego pewności i wyrobienia, zresztą zapowiada się jako dobry nauczyciel”. Rok później inspektor oceniał postępy w nauce w oddziałach pierwszym i drugim „dosyć dobrze”, w oddziałach trzecim i czwartym „dobrze”. Dodawał przy tym: „Dzieci karne i dobrze ułożone. Pan Cierocki należy do zdolnych, pilnych i dokładnych nauczycieli. Posiada przytem niezawodne zdolności pedagogiczne, jest jednak za [wyraz nieczytelny] i pochopny do cielesnego karania”.
Na podstawie zachowanej obszernej dokumentacji sporządzonej przez inspektora szkolnego, któremu Cierocki wówczas bezpośrednio podlegał, można stwierdzić, że z pewnością był nauczycielem „pochopnym”. Jedną z uczennic ukarał w Wudzynku chłostą, wtedy już zakazaną. Otrzymał za to karę w wysokości 5 zł, należność zapłacił. Wydarzenie to miało miejsce wiosną 1926 r., zaś pokrzywdzoną była Franciszka Czabanówna. Skargę w inspektoracie złożył jej ojciec, Jakub Czaban, który twierdził, że Cierocki doprowadził do uszkodzenia ucha dziecka, czego nauczyciel się wypierał. Czabanówna podała jeszcze inspektorowi imiona i nazwiska innych jej zdaniem bitych przez Cierockiego uczniów.
Nauczyciel przyznał się do stosowania kar cielesnych i nie wyraził skruchy („Są bowiem jednostki wśród dzieci, które muszą być karane chłostą, a wyżej wspomniane dzieci zaliczam właśnie do tych jednostek, a do nich należy i Czabanówna”).
Mimo to instancja wyższa zdecydowała na przyszłość: „Kuratorium poleca w przyszłości w myśl poufnego zarządzenia Pana Kuratora wstrzymać się od stosowania kar pieniężnych”, mając zapewne na uwadze braki kadrowe wśród nauczycieli.
Następnie był Cierocki „autorem” kolejnego „incydentu”. 30 lipca 1926 r. do inspektoratu napisał Komisarz Straży Celnej w Chyloni (obecnie jest to dzielnica Gdyni), powiadomiony przez strażnika granicznego z placówki w Pierwoszynie o nietypowym zajściu na granicy z Rzeszą Niemiecką z udziałem Cierockiego, które miało miejsce 18 lipca 1926 r. o godzinie 13:00. Komisarz prosił inspektora o potwierdzenie tożsamości Cierockiego jako nauczyciela podległego inspektorowi w Bydgoszczy – podejrzewano, że ten posługuje się fałszywym dokumentem, ponieważ nie chciał się na wezwanie strażnika wylegitymować.
Pisał starszy strażnik, jednocześnie kierownik placówki granicznej o nazwisku Hajda z posterunku w Pierwoszynie (zachował się odpis złożony na ręce inspektora w Bydgoszczy):
„(…) zauważyłem w Pogórzu osobnika mającego mapkę w ręce i orientującego się dokładnie z terenem, drogami i drogowskazami. Udałem się dalej w stronę Kosakowa, obserwując równocześnie osobnika zauważyłem że to samo powtarza na każdej ścieżce, drodze i drogowskazie. Mając to zachowanie się osobnika w podejrzeniu, że możliwie wykonuje to w celach politycznych na niekorzyść państwa, zatrzymałem go i zapytałem się jego skąd przychodzi i widzę, że się orientuje jako w okolicy mu nieznanej, mógłbym mu posłużyć radą prosząc go równocześnie grzecznie jako osobę nieznaną o legitymację, na co dostałem odpowiedź tej treści, jakiem prawem ja jego zatrzymuję, może mi być zupełnie obojętne dokąd i skąd przychodzi, on mnie się też nie pyta dokąd się zamierzam udać, również zwraca mi uwagę, ażeby jemu spokój dać, a co do legitymowania się to on się przekona, czy mam prawo w porze dziennej kogoś badać wskazując na mój nr instalacyjny – musi go sobie zanotować. Zwróciłem mu na to uwagę, że znajduje się w pasie przygranicznym i że rewizja paszportów odbywa się w porze dziennej i nocnej, prosiłem po raz drugi o legitymację, na co się wzbraniał. Zagroziłem, że odprowadzę go do post. PP lub placówki celem zmuszenia go do wylegitymowania się. Wręczył mi ostatecznie legitymację urzędniczą nr 257 [?] na nazwisko Alfons Cierocki, zaw. nauczyciel, zamieszkały w Wudzynku pow. Bydgoszcz. Ponieważ postępowanie i zachowane się osobnika nasuwa wątpliwości co do ważności legitymacji, liczę się z możliwością podrobienia tejże. Proszę Pana Komisarza o przeprowadzenie dochodzeń w powyższej sprawie”.
25 sierpnia w piśmie skierowanym do inspektora Cierocki podawał inną wersję wydarzeń, posądzając strażnika o kłamstwo i domagając się jego ukarania za składanie fałszywych zeznań. Wniósł jednocześnie zażalenie do Komisariatu Straży Celnej i stwierdził, że funkcjonariusz na służbie feralnego dnia był pod wpływem alkoholu. Cierocki uważał za nieodpowiedni sposób, w jaki został zatrzymany przez tego funkcjonariusza. Działo się to jednak w czasie wakacji, w inspektoracie uznano więc, że ta sprawa nie powinna być przedmiotem postępowania służbowego, bo nie dotyczy sprawy służbowej. Jednakże rzucała ona niekorzystne światło na postać Cierockiego jako człowieka upartego i niepokornego.
Opisywana powyżej sprawa współcześnie zdaje się błahą, trzeba jednak pamiętać, że w tamtym czasie na terenie środkowych Kaszub włączonych do Polski funkcjonowała sieć agentów niemieckich.
Co zdradzają kolejne dokumenty, kara pieniężna za stosowanie kar cielesnych wobec uczniów nie zrobiła na Cierockim w Wudzynku większego wrażenia. Niemalże rok od jego ukarania, 10 lutego 1927 r., ojcowie dzieci z Wudzynka – pięcioro członków rady rodziców, ważnego organu szkolnego – wystosowali kolejną skargę na postępowanie Cierockiego do inspektora w Bydgoszczy. Twierdzili oni m.in., że nauczyciel „strasznie bije” dzieci. Miały one bać się chodzić do szkoły, do której musiały być przez rodziców „wypędzane”.
Już następnego dnia po nadesłaniu skargi, w Bydgoszczy stawili się u inspektora Andrzej Drabik i Wincenty Wojtkowiak z Wudzynka. Oświadczyli, że Cierocki „karze dzieci karą cielesną, do tego używa kija, który dzieci same do szkoły mu przynieść muszą, lecz nie zawsze używa kija, w ogóle bije dzieci tem co mu w rękę wpadnie a najwięcej uderza dzieci głową o ławkę”. Dalej zaznawali, że „pobił w nielitościowy sposób” uczennice Helenę Sikorską i Janinę Karczewską „do tego stopnia, że dziewczę ma ręce popuchnięte i do dziś do szkoły iść nie mogło”. Relacjonowali: „Ucznia Stanisława Komudę pobił, że chłopiec ten dwa tygodnie nie chodził do szkoły w skutek choroby od tego pobicia”.
Wincenty Wojtkowiak zeznał ponadto, że Alfons Cierocki wytargał za uszy jego syna i kazał mu powąchać kij – to za brak czystego obuwia, przy czym rodzic ten tłumaczył inspektorowi, że trasa jego syna do szkoły prowadzi przez dwukilometrowy odcinek polnej błotnistej drogi. Rodzice dodawali, że Cierocki „przychodzi podczas nauki często w stanie pijanym, a najczęściej zdarza się to w poniedziałki i w te dni najwięcej dzieci bije”, prosząc jednocześnie urzędnika szkolnego o przesłuchanie dzieci z Wudzynka oraz niejakiego Kruczkowskiego, właściciela składu kolonialnego w Wudzynie „który może poświadczyć jak często dzieci szkolne w czasie nauki przychodzą po sprawunki przesyłane przez nauczyciela p. Cierockiego”.
Ojcowie dodawali także: „Prosimy o przesłuchanie księdza proboszcza z Wudzyna, bo on może dokładną opinię wydać o p. Cierockim” i wnosili przy tym o ukaranie nauczyciela, usunięcie go z posady oraz powiadomienie o sprawie kuratorium w Poznaniu.
Inspektor szkolny w sprawie nauczyciela przyjechał do Wudzynka dopiero 17 marca 1927 r., w klasie przesłuchał uczniów, po czym zanotował: „Wezwane przeze mnie dzieci oświadczyły, że p. nauczyciel dzieci bardzo często bije, przeważnie kijem po dłoniach i po siedzeniu a także i po twarzy. Tak zeznawały dzieci I/II, tak też i dzieci III/IV (oddział II)”. Własnoręcznie podpisali się pod złożonymi zeznaniami uczniowie Maria Komudówna (lat 15), Bolesława Jurczykowska (lat 14), Zofia Karczewska (lat 10), Helena Sikorska (lat 12), Bolesław Wojtkowiak (lat 11), Władysław Komuda (lat 9). Dzieci te twierdziły m.in., że nauczyciel bije ich w złości, zazwyczaj za brak wiedzy z poprzednich lekcji czy za brak zeszytu. Potwierdzały, że nauczyciel wysyła ich w czasie lekcji po zakupy do Wudzyna, jednakże nie potwierdziły bicia głową o ławkę oraz informacji co do używania przez Cierockiego alkoholu.
Po przesłuchaniu dzieci inspektor wezwał na rozmowę nauczyciela, który złożył ustne wyjaśnienia i odniósł się do zeznań każdego dziecka, co inspektor skrzętnie zapisał, potem zaś przypomniał, że był Cierocki „za pobicie karany w drodze kary porządkowej w ubiegłym roku szkolnym”. Nauczyciel stwierdził, że dzieci kłamią („Większa część zarzutów nie polega na prawdzie”), zaś kary cielesnej używa rzadko i w ostateczności („i to w wypadkach, w których dziecko już to przez lenistwo, już to przez krnąbrność lekcji się nie nauczyło a inne dopuszczalne środki pozostały bez wpływu”). Dodawał np. „Kumuda jest bardzo żywy, niesforny i psotnik i za te uczynki nieraz go karałem”, tłumacząc się ze swojego postępowania. „Bicia po twarzy z zasady nie stosuję”, stwierdzał Cierocki i dodawał, że jeden z uczniów „usługuje mi w pomieszkaniu za wiedzą rodziców, za co otrzymuje wynagrodzenie pieniężne i jego nieraz może czasem i podczas nauki za chlebem lub innym prowiantem do Wudzyna wysyłam”.
Tak pisał dalej inspektor, zapewne już po wysłuchaniu argumentów i relacji Cierockiego:
„Po rewizji nastąpiło protokolarne przesłuchanie dzieci na mocy doniesienia sołectwa, że nauczyciel dzieci katuje. Ponieważ prawdziwość doniesienia sprawdziłem, co przedkładam oddzielnie, proszę o przeniesienie nauczyciela Cierockiego do szkoły pod kierownika z dniem 1.08.27”.
Sprawa, zgodnie zapewne z procedurami, na pewno zaś z życzeniem członków rady rodziców, została przedstawiona przez inspektora jednostce nadrzędnej. Naczelnik Wydziału I Kuratorium Okręgu Szkolnego Poznańskiego pisał do Cierockiego po zbadaniu sprawy przez inspektora: „Takim postępowaniem udowodnił Pan, że przy swej popędliwości i brutalności nie dorósł Pan do zadania nauczyciela i wychowawcy. Kuratorium rozważa wobec tego zwolnienie Pana ze służby szkolnej swego okręgu”.
Ze względu na młody wiek nauczyciela i małe doświadczenie w zawodzie, postanowiono o przeniesieniu go na próbę „do więcej klasowej szkoły pod nadzór starszego kierownika, któremu poleci się częste badanie zachowywania się Pańskiego i zareferowanie, czy Pan w dalszym ciągu używa chłosty w szkole”. Dodano przy tym: „Kuratorjum oznajmia, że zwolni Pana z urzędu, skoro stwierdzi, że Pan się nie poprawił”.
W Wudzynku nauczał 21-letni Cierocki tylko do 30 kwietnia. Po opuszczeniu posady w okresie od 1 maja do 16 października był nauczycielem tymczasowym w Wieleniu, niewielkim mieście w powiecie czarnkowskim. Obie miejscowości, wieś Wudzynek i miasteczko Wieleń, dzieli ok. 170 km. W Wieleniu Cierocki pracował, jak zdecydowano wcześniej, pod nadzorem bardziej doświadczonego kierownika i nauczyciela o nazwisku Fiszer, który bardzo potrzebował wsparcia, ponieważ uczniów w placówce było o wiele za dużo – w 1927 r. uczęszczało do tej szkoły 422 dzieci, była to placówka 7-klasowa „z trzema równoległemi klasami”.
Fiszer 10 maja oraz 1 czerwca meldował o wzorowym zachowaniu nauczyciela Cierockiego. 23 czerwca inspektor szkolny z Czarnkowa także stwierdził, że Cierocki w Wieleniu zachowuje się wzorowo i przestrzega zakazu używania chłosty w szkole. W innym protokole z czerwca na podstawie wizytacji ten sam inspektor napisał że „Pan Cierocki ma dosyć dobre zdolności pedagogiczne i praca jest zadowalająca”.
Cierocki jednak najwyraźniej nie był zadowolony z objętej posady. Po poczynieniu odpowiednich starań został powołany do odbycia służby wojskowej, nad czym ubolewał wieleński kierownik. „Al. Fonek”, jak wynika z dokumentów, nie starał się też – mimo nalegań inspektoratu – o możliwe odroczenie służby. Powiatowy inspektor w piśmie do kuratorium w Poznaniu stwierdził wprost, że Cierocki „zgłosił się sam do półtorarocznej służby wojskowej” i najwyraźniej rozczarowany postawą podległego sobie nauczyciela powiadomił kuratora o długu Cierockiego wobec niejakiego Ludwika Gudzińskiego, który domagał się od „Al. Fonka” – jeszcze przed wyjazdem z Wielenia – spłaty długu w wysokości 42 zł. Gudziński usłyszał gdzieś o zamiarach Cierockiego i wcześniej powiadomił o długu inspektora.
2 sierpnia 1927 r. pisał Cierocki z Wielenia do wspomnianego Ludwika Gudzińskiego, potwierdzając w liście wysokość swojego zobowiązania. Cierockiemu nie podobało się, że Gudziński groził mu sądem i poinformowaniem o sprawie władz szkolnych, dlatego też odmówił zapłaty długu w wyznaczonym terminie. Kolejny raz w oczach przełożonego prezentował się jako człowiek uparty, o skomplikowanym charakterze. Pisał Cierocki:
„Nie należę bowiem do tej kategorii ludzi, których trzeba gwałtem zmuszać do tego, ażeby wypełnili swoje zobowiązania. U mnie dzieje się wręcz przeciwnie. Nie pozwala mnie mój honor na to, ażebym miał zostać komukolwiek coś dłużny i niech to trwa chociaż rok lub dwa, ale dostanie swoje; - ale dam to dobrowolnie. Inaczej rzecz się ma, gdy ktoś chce mnie zmuszać i grozić. Przecież Pan powinien mnie już znać – dosyć długo pobierałem od Pana towary. Jest to wyłącznie wina Pańska, że dotychczas nie doręczyłem Panu należności. Byłby Pan już dawno w posiadaniu tej sumy, gdyby Pan potrafił być trochę powściągliwszy w języku. Bardzo źle usposabia to klijentów, gdy kupiec wszędzie rozgłasza, ile poszczególni klijenci mu winni. (…) teraz może Pan jeszcze poczekać i spokojnie zwrócić się do władz szkolnych czy też sądowych i wcale mnie Pan tem nie skompromituje, tylko siebie na koszta narazi. (….) oddam dobrowolnie, czy to się stanie wcześniej, czy później, to już wyłącznie ode mnie zależy”. W tym samym liście pisał jeszcze Cierocki, co przekazał Gudziński do wiadomości inspektora: „A ja mógłbym wprawdzie uzyskać odroczenie, gdybym się starał o to, ale nie chcę tego wcale. Wolę wysłużyć od razu 1,5 roku niż potem iść zawsze w wakacje na ćwiczenia”.
Sprawę długu przekazał Gudziński prawnikowi, który 17 sierpnia interweniował w inspektoracie w Czarnkowie. Wobec takiego obrotu sprawy Cierocki, zapewne przymuszony przez inspektora, jeszcze w sierpniu i październiku uregulował dług w ratach.
Wg odpisu karty powołania nr 023135, wypisanej w Szamotułach, miał się Cierocki stawić 17 października 1927 r. w 57 Pułku Piechoty Poznań. Z innego dokumentu wiemy, że służył w 3. kompanii strzeleckiej tego pułku. Posadę nauczyciela zwolnił jednak nieco wcześniej, bo 9 października pisał ze Starej Huty do inspektora – właśnie w sprawie powołania do wojska. Posadę w Wieleniu opuścił więc Cierocki w czasie trwania roku szkolnego, co musiało się spotkać z niezadowoleniem zarówno kierownika placówki jak i inspektora szkolnego. Wieleń opuszczał bez finansowych zobowiązań, lecz z niezbyt dobrą reputacją.
W listopadzie inspektor upominał się jeszcze o zwrot legitymacji służbowej, jednak Cierocki nie odpowiadał na kierowaną do niego korespondencję – może dlatego, że Fiszer wskazywał przełożonemu błędny numer pułku, w którym miał Cierocki przebywać, może chciał po prostu „Al. Fonek” dalej się tą legitymacją – uprawniającą do zniżek – posługiwać. W tej ważnej formalnej sprawie inspektor z Czarnkowa prosił o pomoc kuratorium, lecz bez efektu.
Cierocki dał o sobie znać inspektorowi już w 1928 r. Spodziewał się zwolnienia z wojska i usiłował wrócić na posadę w Wieleniu.
Wojsko opuścił „Al. Fonek” już w maju 1928 r. W jednostce przebywał od 17 października 1927 r. do ok. 11 maja 1928 r., służbę zakończył jako starszy szeregowiec. 10 maja, przebywając jeszcze w jednostce, ponownie prosił inspektora o możliwość objęcia posady w Wieleniu. Kilka dni później przebywał już w Starej Hucie – korespondencja zwrotna miała być kierowana właśnie na adres domu rodzinnego.
Ciąg dalszy nastąpi.
Tekst niniejszy stanowi nieco zmieniony fragment książki na temat Starej Huty w gminie Kartuzy, wydanej w 2024 r. Książkę można wypożyczyć w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej im. J. Żurakowskiego w Kartuzach.
Kolejne fragmenty będziemy publikowali co tydzień.
Pokrewna15:47, 29.09.2024
0 0
Chodzi o zultana???? 15:47, 29.09.2024
Do wyżej 18:29, 29.09.2024
0 0
Zultan to był ze Staniszewa,teraz mieszkają młodzi zultani 18:29, 29.09.2024
X X X17:23, 01.10.2024
2 0
I taki kur du pel bił czyjeś dzieci i rady na niego nie było Dziwię się że ojcowie tych dzieci nie wzięli sprawy w swoje ręce i nie zrobili porządku z tym karakanem 17:23, 01.10.2024
Poituj17:04, 02.10.2024
0 0
Teraz trzeba było by się za niego zabrać, bić to mógł sam siebie 17:04, 02.10.2024