Alfons Cierocki "Al. Fonek", nauczyciel, działacz kaszubski związany ze Starą Hutą doskonale rozumiał odrębność językową i kulturową Kaszubów. W swoich czasach formułował odważne poglądy na ten temat - sprzeczne często z opiniami polskich badaczy. Oto kolejna odsłona portretu zapomnianego publicysty kaszubskiego.
Trepczyk tak pisał o Cierockim, co trzeba jeszcze raz odnotować:
„Pragnąc intensywniej przysłużyć się sprawie kaszubskiej, nie zadawala się posiadaną wiedzą, składa maturę gimnazjalną, opuszcza posadę nauczyciela i zapisuje się jako student prawa na Uniwersytet Warszawski. W czasie swoich studiów jest nadzwyczaj czynnym w propagandzie regionalizmu kaszubskiego wśród korporacyj studenckich, a przede wszystkim korporacji <
>, której jest członkiem. Po ukończeniu wydziału prawniczego przyjmuje posadę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, przy ambasadzie polskiej we Włoszech, w Rzymie”.
Po lekturze dokumentacji szkolnej uświadamiamy sobie, że do „opuszczenia posady nauczyciela” był Cierocki zmuszony. Oczywiście nie wiemy, czy Trepczyk znał szczegóły na ten temat, jednakże podana przez niego informacja wybrzmiała wraz z sugestią, że owo opuszczenie było dobrowolne, ponadto zaistniało z powodów ambicjonalnych. Nie była to oczywiście prawda.
Nie wiadomo, co robił Cierocki w kwietniu, tuż po opuszczeniu Zelgniewa. Dokąd się udał? Czy wrócił do domu rodzinnego i przyznał się do zawodowej porażki i braku środków do życia? To raczej mało prawdopodobne. Jak wspomniano, zachował się ślad jego obecności w Szarłacie już w maju. Co tam robił? Wiemy, że jego kolegą był tamtejszy nauczyciel, o którym przyjdzie jeszcze wspomnieć, może więc u niego znalazł schronienie i służył mu jakąś pomocą? Trudno dociec szczegółów, ponieważ nie udało się odnaleźć żadnych dokumentów dotyczących tego okresu biografii Cierockiego.
Wiadomo jedynie z przedwojennych dokumentów kartuskiego inspektoratu szkolnego (z arch. AP w Bydgoszczy), że wówczas w Szarłacie nauczała jeszcze Wiktoria Zaczkówna. Czy wrócił „Al. Fonek” do domu rodzinnego pod koniec czerwca na okres wakacji? Jak i gdzie spędził wrzesień 1931 roku? Tego też nie wiadomo. W październiku jednak – jak możemy domniemywać – był już w Warszawie jako student tamtejszego uniwersytetu.
Pozostańmy jeszcze w okresie przed podjęciem przez Cierockiego studiów w Warszawie. Musiał to być – jak zresztą wzmiankował w jednym z listów do dawnego przełożonego – czas szczególnie dla niego trudny także pod względem finansowym, być może stąd też pomysł na wydanie nakładem „Gazety Kartuskiej” książeczki pt. Czy Kaszubi są Polakami?.
„Al. Fonek” miał też nieco więcej czasu wolnego niż w minionych latach „nauczycielskich”, choć niewykluczone, że gdzieś pracował. Jako pedagog zdawał się „spalony”, choć przecież nie został usunięty – tak się przynajmniej zdaje – z zawodu nauczyciela. Teoretycznie mógł chyba podjąć pracę jako kierownik i nauczyciel placówki oświatowej np. w innym województwie, lecz jego „kartoteka” do zatrudnienia go nikogo z pewnością nie zachęcała.
Wspomniana książeczka Cierockiego jest skromnym, aczkolwiek najważniejszym osiągnięciem publicystycznym „Al. Fonka”. Cierocki pracował nad tekstem albo tuż po opuszczeniu Zelgniewa, przebywając może w Szarłacie, albo w czasie wakacji w domu rodzinnym, może też we wrześniu 1931 r. – wszak już w październiku pozostawał zapewne skupiony na swoim pobycie na uniwersytecie. Książeczkę tę napisał pod pseudonimem, tak więc jemu współcześni, oprócz wąskiego kręgu wtajemniczonych, nie wiedzieli, kto jest autorem „broszury”.
W swojej publikacji Cierocki był wyrazicielem głównych poglądów środowiska Zrzeszińców, do którego sam należał, choć nie jest wymieniany jako jedna z czołowych postaci skupionych wokół Labudy. Jako student w Warszawie mógł zaangażować się jedynie w ograniczonym zakresie we współtworzenie „Zrzeszy” w Kartuzach. Co warto zauważyć, swoją książeczkę wydał Cierocki w roku 1931, zaś czasopismo Zrzeszińców zaczęło wychodzić dopiero w 1933. O tym należy pamiętać.
Dariusz Szymikowski komentuje:
„Szukając jednak genezy kwestii językowej i narodowościowej należałoby cofnąć się do poglądów Ceynowy. (...) Podsumowując, należy stwierdzić, że tematyka przedstawiona w dziele Cierockiego (i też jego poglądy) nie była czymś nowym w dziejach ruchu kaszubskiego – jego przedstawiciele zajmowali w kwestii języka i narodowości różne stanowiska. Poglądy Zrzeszińców ewaluowały (proszę choćby przeczytać to, co wygłosił Aleksander Labuda 18.08.1929 r. [i porównać] z jego tekstami ze <
>). Ciężko coś powiedzieć o poglądach większości założycieli ZRK (...). Nie sądzę, aby były jednakowe. Należy wziąć jeszcze pod uwagę to, że co innego mogli myśleć prywatnie, a co innego głosić publicznie – świetnie to widać na przykładzie Majkowskiego (proszę przeczytać jego pamiętnik z czasów I wojny światowej i zwłaszcza listy do Frinty, czeskiego slawisty i porównać to z oficjalnymi wystąpieniami). Jedynie tyle mogę powiedzieć w tej kwestii. Pańskie pytanie wymagałoby szczegółowych badań. A jesteśmy w sytuacji, gdy niewiele (albo nawet nic) możemy powiedzieć o poglądach większości założycieli ZRK”.
Poglądy grupy skupionej wokół Labudy (patronował im Majkowski) wyłożył np. wspomniany już Dariusz Szymikowski, pokrótce i w przystępnej formie np. w książce pt. W 105. rocznicę urodzin. Wokół Aleksandra Labudy, wydanej w Bolszewie w 2007 roku. Czytamy tam m.in., co przystaje do treści tekstu Cierockiego:
„<
> zawsze pisała o Kaszubach jako o odrębnym narodzie słowiańskim. Narodowość była jednym z głównych elementów ideologii zrzeszeńców i podstawowym wyznacznikiem ich pracy. (…) Sąd Grodzki w Kartuzach starał się ograniczać propagowanie takich poglądów (m.in. poprzez konfiskaty), uważając, że twierdzenie o istnieniu odrębnego narodu kaszubskiego zawiera w sobie wiadomości fałszywe, mogące wywołać niepokój publiczny. (…) Upominając się o prawa Kaszubów, redakcja wyjaśniała jednocześnie, że nie oznacza to jakichkolwiek dążeń państwotwórczych, co próbują jej bezmyślnie zarzucać niektóre jednostki < >. (…) Drugim ważnym elementem kaszubskocentrycznej ideologii < > był język. (…) Podkreślenie odrębności mowy kaszubskiej miało być dla nich początkiem odrodzenia duchowego Kaszubów. (…) Zrzeszeńcy formułowali też swój stosunek do ludności napływowej, rządu polskiego oraz Niemców. (...) Nieuświadomienie narodowe Kaszubów jest winą inteligencji (…). Zamiast kierować życiem narodu, dobrowolnie się germanizuje lub polonizuje. (…) To odrodzenie nie mogło nastąpić bez uświadomienia historycznego”.
Cierocki w „broszurze” już na samym początku przestrzegał przed niemieckim rewizjonizmem względem Pomorza. „Niemcy nie mogą przeboleć utraty przyznawanych Polsce traktatem wersalskim ziem zachodnich (…)” – tym fragmentem otwierał „Al. Fonek” swój wywód, nazywając następnie Niemców „odwiecznym wrogiem” Pomorzan. Apelował o „przeciwstawienie się wszelkim zakusom niemieckim”, postulował uświadamianie Polaków co do statusu Pomorza, terenu spornego, jako ziemi nie Polaków czy Niemców, a Kaszubów „odwiecznych mieszkańców”. Zdaniem Cierockiego Polacy „albo wcale nie mają, albo też mają wręcz fałszywe pojęcie o ludzie kaszubskim”.
Dalej naszkicował Cierocki w swojej książce, za opracowaniem współczesnego mu językoznawcy Mikołaja Rudnickiego pt. Pomorze i Pomorzanie, m.in. historię Pomorza i jego mieszkańców – opierając się na ówczesnym stanie wiedzy historycznej. „Potomkami tych Pomorzan, spadkobiercami ich języka i obyczajów, są dzisiejsi Kaszubi” – pisał. Dalej nakreślił Cierocki w tekście wywód nazwy „Kaszuby”, przypominając np., że mapa terenu zamieszkiwanego przez Kaszubów w dawnych czasach kształtowała się inaczej niż w wieku XX. Zaznaczył przy tym, że chlubne określenie „Kaszuba” zdewaluowane zostało nie przez Polaków, lecz Niemców.
Następnie „Al. Fonek” przypomniał, że wg polskich badaczy Kaszubi stanowią „gałąź plemienia lechickiego” i dlatego wg nich „są bez wątpienia Polakami”. Z kolei uczeni niemieccy „dopatrują się w ludności kaszubsko-pomorskiej wyraźnie narodowości odrębnej”. Świadczyć o tym miały wg Niemców różnice językowe zachodzące pomiędzy polszczyzną a kaszubszczyzną, co za fakt uznawał też Cierocki – za Stefanem Ramułtem, autorem sławnego wówczas Słownika języka pomorskiego czyli kaszubskiego z 1882 roku.
Pisał Cierocki, że „język Kaszubów to potomek mowy Słowian nadbałtyckich, blisko spokrewnionych z Polakami, ale nie – Polaków”. Przywoływał też twierdzenia Ramułta, m.in. że „język kaszubski czyli pomorski jest samodzielnym językiem słowiańskim”, odrębnym – jak uważał też dawniej Ceynowa – od polszczyzny.
Przywoływał Cierocki w swojej książeczce także poglądy innego badacza, bardziej mu współczesnego, Friedricha Lorentza, niemieckiego slawisty, językoznawcy i historyka, wybitnego badacza kaszubszczyzny. Naukowiec ten twierdził, w odróżnieniu od Ramułta, „że odrębność mowy kaszubskiej odnosi się jedynie do pierwotnej kaszubszczyzny, o ile w dzisiejszej się jeszcze zachowała”.
Zaznaczył też Cierocki, że badania językoznawców zapewne znajdą jeszcze rozwinięcie w przyszłości. Dodawał, że najpopularniejszym poglądem dominującym współcześnie, podawanym za tezą Kazimierza Nitscha, wybitnego językoznawcy krakowskiego, jest twierdzenie o „jedności kaszubszczyzny i polszczyzny w dalekiej przeszłości”, lecz nie daje to – jak przekonywał Cierocki – żadnych podstaw do uznania kaszubszczyzny za gwarę języka polskiego (a przecież jako o gwarze pisano wówczas o języku kaszubskim „w większości prac polskich”). Kaszubski uchodził w czasach Cierockiego za – jak sam „Al. Fonek” pisał – gwarę chłopską, zepsutą polszczyznę, co doprowadziło do tego, że sami Kaszubi wstydzili się swojej ojczystej mowy, pozbawieni wiedzy na temat jej historii i prawdziwego statusu.
Pisał też Cierocki o poczuciu „odrębności słowiańsko-pomorskiej” istniejącym u Kaszubów niejako „podświadomie”, nieakceptowanym jednak w Polsce po 1920 r. z powodów politycznych. Przekonany był też Cierocki do tezy Ramułta, choć pisał jedynie ostrożnie, że „mowa kaszubska ma pewną historyczną samodzielność”.
Twierdził za Ramułtem, że język kaszubski powinien być lepiej reprezentowany na polu literatury, nie jest też dostatecznie popularyzowany wśród polskiego społeczeństwa. Dlatego też niezwykle ważną sprawą było tworzenie czasopism kaszubskich – jak się Cierocki wyraził. Przypomniał, że Polska odzyskała dostęp do morza dzięki Kaszubom, dokładniej zaś ich przywiązaniu do polskości. „Droga do morza prowadzi przez serca Kaszubów” – to słowa Aleksandra Labudy stanowiące motto książeczki Cierockiego.
Język kaszubski był dla Cierockiego jednym z ważniejszych elementów tożsamości Kaszubów, lecz nie jedynym. Równie ważne było dla niego zachowanie obyczajów, wierzeń, pieśni kaszubskich. Ważna była także kaszubska historia, dotąd spisywana „obcą ręką” – raz notowana przez Polaków, innym razem przez Niemców, oczywiście ze swojego punktu widzenia i w zgodzie z własnym interesem. Stwierdzał jednak tutaj Cierocki, co mogło się nie spodobać niektórym czytelnikom, że Niemcy, choć także nie uznawali odrębności kaszubskiej, „lepiej znają Kaszubów od Polaków”. Była to teza wyartykułowana może z powodu rozczarowania polskimi rządami na Kaszubach po 1920 r.
Pisał też Cierocki o oczywistej odrębności szczepowej Kaszubów, wspominając, że pogląd ten jest zwalczany, co „nie przynosi nikomu żadnej korzyści”. Starał się przekonać, że pielęgnowanie odrębności pozostaje w interesie nie tylko Kaszubów, lecz przede wszystkim właśnie Polaków. „Z chwilą, gdy te różnice znikną, nie będzie Kaszuby, ale nie będzie też i tej straży, tej twierdzy nadmorskiej, jaką stanowią twardzi i wypróbowani w walce z odwiecznym wrogiem – Kaszubi. A czy ten wał, który zamierza się stworzyć z nie-Kaszubów będzie równie silnym, czy będzie równie skutecznie bronił tego wybrzeża, jak to przez wieki czynili Kaszubi, to pytanie, nad którem warto się zastanowić, dopóki nie jest jeszcze za późno” – pisał „Al. Fonek”.
Cierocki podsumowywał, pisząc jednocześnie o braterstwie Polaków i Kaszubów w przymierzu w walce z wrogimi Niemcami, że:
„szczep kaszubski nie jest polskim, że więc Kaszuba nie jest Polakiem w ścisłem tego słowa znaczeniu, nie wolno zapominać o tem, że Kaszuba czuje się Polakiem i w Polsce od wieków widzi swą matkę i opiekunkę. Fakt, że Kaszubi pod względem narodowym uważają siebie za Polaków i do Polski po wsze czasy chcą należeć decyduje o przynależności Kaszub, a tem samem i Pomorza do Polski, a nie jakieś hipotezy świata naukowego o pierwotnych mieszkańcach Pomorza i o odrębnem pochodzeniu ludności kaszubskiej”. Przypomniał też znany cytat: „Co kaszubskie – to polskie”.
Jakby nieco w kontrze do wcześniejszej tezy o Niemcach, pisał dalej Cierocki o próbie germanizacji Kaszubów w okresie zaborów. Motywacja Niemców do uznawania „odrębności” Kaszubów i odrębności języka kaszubskiego wynikała z chęci duchowego podzielenia Kaszubów i Polaków, przy czym Niemcy – zauważał Cierocki – traktowali Kaszubów jako lud podrzędny. Dlatego też pogląd, jakoby Kaszubi sympatyzowali z Niemcami jest niemożliwy do uzasadnienia. Kaszubi „na każdym kroku akcentują swą polskość” – pisał „Al. Fonek”.
Dowodów na polskość Kaszubów nie brakowało, kilka z nich autor książeczki przywołał. Przypomniał np. o masowym udziale Kaszubów w powstaniu styczniowym przeciwko Rosjanom [sic!] jak również o tym, że Kaszubą był autor polskiego hymnu narodowego. Ponadto wspomniał, że dzieci kaszubskie na początku XX wieku także strajkowały przeciwko germanizacji – sprzeciwiano się Niemcom nie tylko we Wrześni czy innych miejscowościach w Wielkopolsce. Przy tym dzieci kaszubskie były w pruskich szkołach w podwójnie uciążliwej sytuacji, ponieważ zakazywano im mówić zarówno po kaszubsku, jak i po polsku. Kaszubi walczyli o zachowanie polskości nawet w niemieckich urzędach, gdzie imiona np. nowonarodzonych dzieci zapisywano w brzmieniu obcym. Wielu Kaszubów przeciwko temu oponowało. Jeszcze innym przedstawionym przez Cierockiego dowodem na polskość Kaszubów było to, że w wyborach do sejmu Kaszubi zawsze głosowali w większości na Polaków. Przecież to Kaszubi z wielkim entuzjazmem witali na swojej ziemi Błękitną Armię, następnie wielu z nich walczyło w wojnie polsko-bolszewickiej. Wielu zginęło.
Odniósł się też Cierocki w swoim tekście do rozczarowania Kaszubów nowymi rządami polskimi. Przyczyn tego rozczarowania upatrywał w postępowaniu ludności napływowej, której przedstawiciele objęli kluczowe stanowiska – to z powodu braku specjalistów na miejscu. Jak pisał Cierocki, lecz podnoszone było od dawna, traktowali oni Kaszubów „z góry, jako coś niższego. Ponadto chcieli oni wprowadzić jakąś nową, rzekomo wyższą kulturę, prawdopodobnie <
Na koniec swojego wywodu Alfons Cierocki przypomniał słynne słowa Hieronima Derdowskiego (który nie był jednak ulubioną postacią Zrzeszińców) o współistnieniu i współzależności Kaszub i Polski. Odczytywał je jako starą prawdę i – może jednak przede wszystkim – ukrytą przestrogę.
Książeczka Czy Kaszubi są Polakami? spotkała się z pozytywną, wręcz pochwalną recenzją na łamach „Gryfa” nr 1/1931 r. Pisano o tekście „Al. Fonka”: „Jak mali, ciaśni i ciemni są ci, którzy się zlękli małej tej broszury!”.
Pisał w korespondencji e-mailowej Dariusz Szymikowski, komentując treść książeczki Cierockiego:
„Sprawę należałoby zacząć od tego do kogo był skierowany tekst Cierockiego i jak brzmiały jego tezy. Otóż, Cierocki nie pisał go do (i dla) Kaszubów, tylko do Polaków. Zdaje się stwierdzać, że kaszubski jest odrębnym językiem słowiańskim. Ale mniej kategoryczny jest w kwestii narodowości. Z jednej strony stwierdza, że pomimo pokrewieństwa Kaszubów z Polakami <
>, ale od razu dodaje, że < >. Dodatkowo odnosi się do niemieckich prób < >, które to – jego zdaniem < >. Ponadto przytacza dowody < >. Stanowisko w tej materii nie jest więc jednoznaczne”.
A co myśleli sami Kaszubi (osoby niezaangażowane w działalność na niwie kaszubskiej) w tamtym czasie, tj. w latach 30. XX wieku? Stwierdza Szymikowski:
„Trochę piszę o tym w książce o <
> (zeznania rodziców dzieci, które chodziły do niemieckiej szkoły w Wejherowie – tu widać efekt zniemczenia i brak zrozumienia znaczenia słowa narodowość, którą często kojarzono z obywatelstwem, państwem zamieszkiwania; dodam, że taką postawę można nawet dzisiaj spotkać i to wśród osób wykształconych). Tę różnorodność poczucia narodowego i językowego oddaje w pewnym sensie (należałoby jednak uwzględnić warunki polityczne, w których ten spis się odbył) niemiecki spis powszechny z 1939 r. Ową różnorodność postaw dostrzegały również polskie władze, gdy przejmowały Pomorze w 1920 r. (...) W okresie międzywojennym dokonywały się w tej materii przemiany związane ze zmianą przynależności państwowej. Świetnie to ukazuje jedno ze wspomnień (to mi w głowie utkwiło) zamieszczone w książce M. Dyczewskiej (Opowieści naszych starków, Sierakowice 2009)”.
Jako student w Warszawie pisał Cierocki w „Gryfie”, „Gryfie Kaszubskim. Piśmie dla ludu pomorskiego” (był to dodatek do „Gryfa” ukazujący się w latach 1931-32: redaktorem był tam Labuda, jeszcze przed założeniem „Zrzeszy” – Labuda współpracował tam z Pniewskim) oraz właśnie „Zrzeszy”. Być może publikował także w innych pismach, np. w Warszawie, w ten sposób zarobkując.
Wspomnijmy tylko o najważniejszych publikacjach „Al. Fonka”, rozpoczynając od wzmiankowanego już tekstu pt. Kaszubi w Warszawie z okazji uroczystości jubileuszowych Polskiego Tow. Krajoznawczego („Gryf Kaszubski” nr 10/1932 r.). Ukazywały się także na łamach prasy jego skromne artykuły pt. Czytajcie i piszcie po kaszubsku („Gryf Kaszubski” nr 2/1931 r.), Szkoła kaszubskiego przemysłu ludowego w Kartuzach („Gryf Kaszubski” nr 6/1932 r.), Pierwszy zjazd Akademickiej Korporacji „Cassubia” w Kartuzach („Gryf” nr 2/1933 r.). Jako autor artykułu pt. Czytajcie i piszcie po kaszubsku widnieje „Al. Fonek” na odpisie z protokołu zebrania komitetu redakcyjnego Spółdzielni Wydawniczej „Gryf” (zebranie z 11 października 1931 r. w Kartuzach, dokument ze zbioru Biblioteki Głównej Uniwersytetu Gdańskiego). Zresztą to właśnie ten artykuł zwraca swoją treścią szczególniejszą uwagę.
Cierocki jawi się w nim jako autor świadomy wysokiego statusu kaszubszczyzny, „mowy wzgardzonej”. Twierdził, że wykształceni Kaszubi wypierają się mowy swoich ojców, wręcz nią gardzą. Postulował używanie języka kaszubskiego w codziennych kontaktach wśród inteligencji, w mowie i piśmie. Potępiał prowadzenie korespondencji w języku niemieckim. Przekonywał, że to język kaszubski, nie polski, jest językiem ojczystym Kaszubów. Podsumowywał:
„Każda Kaszubka, każdy Kaszuba powinni mieć sobie za punkt honoru w jak najkrótszym czasie nauczyć się czytać i pisać po kaszubsku. Zbliża się zima, ten najstosowniejszy czas do nauki, więc zabierzcie się raźno do pracy”.
O dwóch innych ważnych tekstach Cierockiego zamieszczonych na łamach „Zrzeszy” jeszcze wspomnimy. W tym momencie przypomnieć należy, za Trepczykiem, że był Cierocki po opuszczeniu Zelgniewa studentem Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Trepczyk twierdzi, że „Al. Fonek” wydział ten ukończył, co nie jest wykluczone – brak jednak dokumentów, które by to potwierdzały, ponieważ spłonęły one w czasie powstania warszawskiego. W Archiwum UW nie zachowała się dokumentacja nauki „Al. Fonka”. Cierocki z całą pewnością był jednak wolnym słuchaczem na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego – zachował się wpis na jego temat w Albumie Wolnych Słuchaczy pod nr 2115.
W archiwum Biblioteki Głównej Uniwersytetu Gdańskiego zachowały się trzy listy pisane ręką studenta Cierockiego (jest to fragment korespondencji redakcyjnej Spółki Wydawniczej w Kościerzynie i Spółdzielni Wydawniczej „Gryf”). Listy te napisał „Al. Fonek” do Jana Brzęczkowskiego, pracownika redakcji „Gryfa” oraz przyjaciela sławnego pisarza Stanisława Przybyszewskiego, jak również do wspomnianego już Władysława Pniewskiego – nauczyciela, publicysty, ważnego działacza polonii gdańskiej, wówczas także redaktora „Gryfa”, zamordowanego później w KL Stutthof. Jak przypominał Borzyszkowski w tekście na temat Zrzeszenia Regionalnego Kaszubów (Bolszewo, 2013 r.), wspólnym dziełem Pniewskiego i Brzęczkowskiego była antologia Morze polskie i Pomorze w pieśni, na kartach której po raz pierwszy poezja w języku kaszubskim zaistniała obok poezji polskiej (Brzęczkowski był autorem drzeworytów oraz okładki). Pniewski napisał też pierwszą książkę o historii literatury kaszubskiej (i jedyną w XX-leciu międzywojennym) pt. Przegląd literatury kaszubskiej (wydana została w roku 1929).
Do Brzęczkowskiego pisał Cierocki z Bydgoszczy 22 lipca 1932 r., następnie ze Starej Huty 8 sierpnia 1932. Z kolei list do Pniewskiego napisał Cierocki wcześniej, 30 marca 1932 r., sugerując, że odpowiedź należy kierować na jego nazwisko do miejscowości Dobrzewino k. Chwaszczyna w powiecie morskim. Co tam wówczas robił? Nie wiadomo.
Jeśli chodzi o list do Pniewskiego jako redaktora „Gryfa” w Gdańsku, Cierocki prosił działacza o załatwienie sprawy związanej z wydaniem legitymacji. Nadmieniał, że często zmienia miejsca pobytu [sic!] i prosił o przekazywanie honorariów autorskich za teksty publikowane w „Gryfie” na adres domu rodzinnego w Starej Hucie. Pniewski zanotował kredką: „Proszę o łaskawe załatwienie”.
Ciekawe, do czego była Cierockiemu potrzebna owa legitymacja, dysponował przecież legitymacją studencką. Co robił w Dobrzewinie w marcu? List ten może świadczyć o jakimś niepowodzeniu Cierockiego na studiach (czasowym?). Wiadomo jednak, że do Warszawy wrócił.
Do Brzęczkowskiego pisał Cierocki w lipcu z Bydgoszczy, z tamtejszej jednostki wojskowej. Upominał się o należne mu honorarium za artykuły, którego nie mógł się doprosić przed kilkunastu dniami za pośrednictwem Pniewskiego, który – jak Cierocki sądził – być może gdzieś wyjechał, dlatego też nie odczytał jego wiadomości. Stwierdził Cierocki, że odbywa obecnie ćwiczenia wojskowe, pisał też, że pieniądze są mu bardzo potrzebne. Prosił o niezwłoczny przekaz pocztowy. Chodziło o zapłatę za tekst „Al. Fonka” na temat wspomnianego już wyjazdu Kaszubów z Kartuz do stolicy.
Odpowiedź Brzęczkowskiego nie zachowała się, jednakże z listu Cierockiego będącego odpowiedzią na tę wiadomość (z sierpnia 1932 r.) możemy wnioskować, że relacja prasowa Cierockiego nie przypadła mu z jakiegoś powodu do gustu, co stanowiło wg Brzęczkowskiego przeszkodę w wypłacie należnego autorowi honorarium, o które wcześniej ten usilnie się upominał. Cierocki odpowiedział w ostrym tonie, wyraźnie rozczarowany. Wywód oponenta nazwał śmiesznym, poinformował, że nadal będzie domagał się wypłaty należnych pieniędzy, choćby w postępowaniu sądowym. Pisał, że jest studentem i potrzebuje funduszy na opłacenie studiów, jednocześnie zastrzegał, że chce załatwić sprawę wyłącznie z Brzęczkowskim, nie z władzami wydawnictwa czy komitetem redakcyjnym pisma. Pisał Cierocki do Brzęczkowskiego, odkrywając może prawdziwe powody jego niechęci do wspominanego tekstu: „Żałuję bardzo, że w[e] wzmiankowanym artykule Pan nie jest przedmiotem reklamy, ale chodzi tu o rzecz, a nie o osoby, nigdy zaś nie trzeba dać się unieść fali zazdrości tak by przesłaniała samą sprawę”.
W tym okresie napisał Cierocki pod pseudonimem „Al. Fonek” wspomniany już artykuł w „Zrzeszy” pt. Inspektor szkolny w Kartuzach usuwa obrazy świętych ze Sali szkolnej. Obraz Matki Boskiej „szpeci” klasę (nr 4 z 13 V 1933 r.), który to tekst przyczynił się do jego kolejnych problemów, tym razem o wiele poważniejszych niż „tylko” wewnętrzne postępowanie urzędnika szkolnego inspektoratu.
Cierocki – jak już wspomniano – najpewniej znał nauczyciela w Szarłacie k. Przodkowa, Juliusza Brzeskiego, który był zresztą jego rówieśnikiem (rodem jednak ze Mściszewic, był synem Juliusza i Otylii z d. Treder) i także kształcił się w Seminarium Nauczycielskim w Kościerzynie, co ustalił na jego temat przywoływany wcześniej Szymikowski. Cierocki tuż po opuszczeniu Zelgniewa być może przebywał właśnie w Szarłacie u Brzeskiego. Juliusz Brzeski był w Szarłacie nauczycielem co najmniej od 1929 r., ponieważ jako tamtejszy pedagog – podobnie jak Cierocki i Regliński – znalazł się na liście założycieli ZRK. Wspomniany tekst, dotyczący właśnie szkoły w Szarłacie, napisał i opublikował Cierocki w roku 1933, dwa lata po swoim „szarłackim” epizodzie.
Pisał Cierocki, co warto przytoczyć w całości:
„Podczas wizytacji pewnej szkoły w powiecie kartuskim, inspektor szkolny Massojada wskazał na zdobiący izbę szkolną obraz Matki Boskiej i odezwał się do kierownika szkoły w te mniej więcej słowa: – Ten obraz należałoby usunąć i zawiesić w to miejsce jakiś inny, piękniejszy. – Przecież to obraz Matki Boskiej – powiada oburzony kierownik szkoły. – No tak – mówi inspektor – ale jest... stary i szpeci tylko klasę.
Obraz ten już od wielu lat wisi w sali szkolnej i do tej pory nikt z odwiedzających szkołę nie zrobił tego spostrzeżenia, co p. inspektor Massojada. Powiedzmy otwarcie, iż nie chodzi tu panu inspektorowi o to, że obraz jest stary czy podniszczony, ale o to, że przedstawia Matkę Boską.
Dzisiaj każe inspektor usuwać ze sali obrazy religijne, jutro usunie krzyż, a w końcu pozbawi się szkołę wszystkiego, co może przypominać Boga i religię. Cel tej roboty jest jasny: są to ostrożne na razie, ale niedwuznaczne próby w kierunku zaprowadzenia szkoły świeckiej.
I takie objawy obserwujemy na znanych z głębokiej religijności Kaszubach!
Wprawdzie niejeden z czytelników słyszał, że takie rzeczy miały miejsce gdzieś na Wołyniu, czy na Polesiu, ale żeby coś podobnego dziać się mogło na Kaszubach, tego zapewne nikt z nas nie przypuszczał nawet.
Tymczasem niebezpieczeństwo jest daleko większe, niż to nam się wydaje. Nie bardzo się troszczymy, co się wkoło nas dzieje, przygnieceni ciężarem dzisiejszego kryzysu, a przede wszystkim podatkami, gdy ukryty – i dlatego tym niebezpieczniejszy – wróg wchodzi już do domów naszych, by wydrzeć resztki tego, co nam zostało najdroższego: wiarę i mowę naszą.
Wspomnianym przez „Al. Fonka” inspektorem był, jak ustalił Szymikowski, 31-letni wówczas Edmund Masojada (to prawidłowa pisownia jego nazwiska), który urodził się w Kołomyi, obecnie w granicach Ukrainy. Był więc obcym, przedstawicielem ludności napływowej, która w tym okresie była przez Kaszubów postrzegana jako panoszący się po ich ziemi ciemiężyciele polskości. Sytuacja miała miejsce w dniu wizytacji inspektora, 23 stycznia 1933 r.
Tekst Cierockiego uznano za niebezpieczny (szczególnie wyraziście wybrzmiały końcowe zdania artykułu), zarządzono więc rewizję (redakcja czasopisma znajdowała się jeszcze w Gdyni, nie w Kartuzach). Odnalezione egzemplarze zostały skonfiskowane przez policję, wobec autora i wydawcy rozpoczęło się postępowanie sądowe zmierzającego do ich ukarania. Jak ustalił Szymikowski, choć tekst ukazał się w numerze datowanym na 13 maja, wydrukowany został 11 maja, zaś skonfiskowany został już dzień później, a więc przed oficjalnym ukazaniem się nakładu. Konfiskata objęła 105 egz. i nastąpiła za zgodą sądu.
Pisał Szymikowski, który zapoznał się z aktami sądowymi tej sprawy, że Juliusz Brzeski całą historię opowiedział Cierockiemu w zaufaniu, a więc nie po to, aby ją nagłaśniał, co jemu – podwładnemu inspektora – nie było na rękę. Jak czytamy w dokumentach, inspektor w rozmowie z Brzeskim być może nie użył odpowiednich słów, aby wyrazić jasno swoją intencję, został więc przez niego – tak przynajmniej sam tłumaczył – źle zrozumiany. Masojada chciał, aby obraz religijny został jedynie naprawiony, nie usunięty z klasy, Brzeski zaś zrozumiał jego wypowiedź inaczej i tak zapewne przekazał koledze. Cierocki zareagował w sposób bardzo emocjonalny i swój „ogląd” sytuacji, której przecież nie był uczestnikiem, wyraził w artykule, którego treść znamy. Tekst ten świadczy o przywiązaniu Cierockiego do religii katolickiej, wyraża też jego pogląd na sprawę znaczenia wiary dla tożsamości Kaszubów. Cierocki jednak najwyraźniej nie orentował się co do szczegółów, bo obraz Najświętszego Serca Jezusowego pomylił z obrazem Matki Boskiej, jak zeznał Brzeski w czasie przesłuchania. Postąpił więc w przypadku tej sprawy nieco pochopnie. Ponadto, co trzeba zauważyć, tekst Cierockiego na temat inspektora mógł też być reperkusją niedawnego urazu – pamiętamy przecież, jakie miał „Al. Fonek” jako nauczyciel relacje ze swoimi przełożonymi, inspektorami kolejnych szkół, w których nauczał. Tak czy inaczej, nie przysłużył się swojemu koledze z Szarłaty, jak również Labudzie, wydawcy gazety.
Tekst Cierockiego o którym tutaj mowa, znajduje się na stronie internetowej organizacji Kaszëbskô Jednota (pol. Wspólnota Kaszubska). Jest to „polskie stowarzyszenie osób narodowości kaszubskiej”, którego członkowie czują się spadkobiercami myśli i poglądów Zrzeszińców. Tekst „Al. Fonka” służy być może jako ilustracja tezy, że w okresie międzywojennym polscy urzędnicy (napływowi) działali przeciwko miejscowej ludności kaszubskiej. Wg historyków tak niejednokrotnie było, lecz tekst Cierockiego nie jest w tym przypadku najlepszym przykładem, ponieważ – zdaje się – rzeczywiście powstał w wyniku nieporozumienia.
W toku śledztwa stwierdzono, że – jak pisał Szymikowski – „polecenie inspektora wypływało jedynie ze względów higienicznych i estetycznych (upiększenie klasy), a na pewno nie było jego zamiarem celowe usuwanie świętych obrazów i nie może ono być uważane za próbę wprowadzenia szkół świeckich, jak to sugerował autor artykułu, wobec tego wiadomości podane przez niego były fałszywe i mogły wywołać niepokój publiczny”. Cierocki oczywiście bronił się i argumentował na swoją korzyść. Sąd w Gdyni skazał go jednak na karę grzywny w wysokości 50 zł oraz miesiąca aresztu w zawieszeniu na dwa lata – jak wynika z treści wyroku.
Sprawa ciągnęła się długo, ponieważ Cierocki – pisał dalej Szymikowski – nie odpowiadał na wezwania, następnie tłumaczył się chorobą oraz brakiem środków finansowych na podróż do Gdyni. Sędzia stracił cierpliwość, zarządził więc wobec Cierockiego zatrzymnie przymusowe przez warszawską policję i doprowadzenie go siłą do sądu. Mieszkał wtedy Cierocki przy ul. Bednarskiej 26/6 w stolicy, jak na podstawie akt sądowych ustalił Szymikowski (dodać trzeba, że budynek ten położony był blisko budynków UW). Ukrywał się następnie Cierocki przed policją, ponieważ zmienił miejsce zamieszkania, nikt z przepytanych nie wiedział też, gdzie obecnie przebywa. Został zatrzymany dopiero w maju 1934 r., zaś wkrótce potem usłyszał wyrok. W maju odwołał się też od postanowienia sądu, jednak nieskutecznie. 18 lutego 1935 r. zapadła decyzja ostateczna utwierdzająca karę w mocy. Jak wynika z pisma sądowego reprodukowanego przez Szymikowskiego, mieszkał wówczas „Al. Fonek” w Warszawie już pod innym adresem, przy Al. Szustra [sic!].
Akta sądowe przedmiotowej sprawy zachowały się w Gdyni w oddziale Archiwum Państwowego w Gdańsku. Przeglądane były dotąd jedynie przez dwie osoby, w tym wspomnianego Szymikowskiego. (Zob. Labuda Aleksander (umorzono), Cirocki Alfons z art. 170 K.K., sygn. 93/149/0/-/1656, lata 1933-1936, zespół: Sąd Grodzki w Gdyni). Warto podać jeszcze dodatkowe informacje na temat tego procesu i jego głównego „bohatera”, których Szymikowski w swoim tekście nie uwzględnił lub o których wspominał bardzo ogólnie.
W protokole przesłuchania wstępnego Labudy czytamy: „Umieszczając ten artykuł byłem przekonany, że on odpowiada prawdzie i mogę udowodnić prawdziwość twierdzonych tam faktów zeznaniem nauczyciela, przed którym opisany wypadek się zdarzył”. Labuda zaufał więc Cierockiemu. Dla niego sprawa ta zakończyła się umorzeniem, lecz wszystko wskazuje na to, obaj panowie o wspomniany tekst mocno się poróżnili. Alfons Cierocki w pierwszym przesłuchaniu twierdził, że zasadniczą treść artykułu podał mu Brzeski, on zaś jako autor nie ma wiedzy, czy rzeczywiście takie wydarzenie miało miejsce. 30 czerwca 1933 r. sporządzono akt oskarżenia przeciwko Labudzie i Cierockiemu, Brzeskiego pozostawiono w spokoju, ponieważ to nie on rozpowszechniał „fałszywe informacje”.
W czasie pierwszej rozprawy Alfons Cierocki upierał się, że napisał prawdę i będzie ją udowadniał. Przyznawał się do autorstwa artykułu (napisanego pod pseudonimem „Al. Fonek”). Oskarżeni wnosili o przesłuchanie Juliusza Brzeskiego. Sąd zarządził jeszcze przesłuchanie inspektora Masojadę.
31-letni Masojada zaprzeczył, że nakazał usunięcie z klasy obrazu religijnego. Jak twierdził, zwrócił jedynie Brzeskiemu uwagę na to, że obraz wymaga naprawy. Inspektor nakazał – tak też zeznał Brzeski – usunięcie z obrazu wieńca z liści dębowych i klonowych oraz kwiatów z papieru, ponieważ były zakurzone, tak jak cały obraz. Inspektor nadmieniał w czasie rozprawy, że podobne dyspozycje wydawał w innych szkołach, przedłożył dokumenty potwierdzające fakt, że polecenia tego typu dla innych placówek miały charakter zarządzenia, oficjalnego dokumentu skierowanego do kierowników szkół.
Jak wynika z zeznań Juliusza Brzeskiego, nauczyciel z Szarłaty źle zrozumiał inspektora i to on był źródłem nieprawdziwej informacji przekazanej następnie Cierockiemu, który w dobrej wierze tę informację próbował rozpowszechnić:
„Przypuszczałem wówczas, że raczej mogło rozchodzić się o samo usunięcie obrazu religijnego i tak to rozumiałem (…)” – zeznawał Brzeski.
Na kolejną rozprawę Cierocki się nie stawił, próba doręczenia mu wezwania okazała się nieskuteczna. Postepowanie wobec Labudy zostało po tym posiedzeniu sądu w listopadzie 1933 r. umorzone „z powodu zaistnienia warunków wymienionych w par. 21 prawa pras[owego]”. Labuda zamieścił więc w swoim piśmie sprostowanie, co sąd uznał za wystarczające. Cierocki, zapewne powiadomiony o umorzeniu sprawy wobec Labudy, kilka dni później odebrał wezwanie do sądu. Kolejną rozprawę wyznaczono na 15 grudnia. „Al. Fonek” informował sąd o „lekkiej grypie”, dodając, że przedłoży świadectwo lekarskie. Prosił sąd o wyznaczenie terminu rozprawy w czasie jego pobytu w Starej Hucie w okresie świąteczno-noworocznym [sic!]. Sędzia nie skomentował treści tego pisma, zostało ono jedynie odczytane pod nieobecność oskarżonego. Rozprawę odroczono i wyznaczono na pierwsze dni 1934 roku.
Następnie sąd w kolejnych dniach próbował wręczyć Cierockiemu wezwanie, co okazywało się znowu nieskuteczne. Jeszcze w styczniu, za trzecim razem, udało się Cierockiemu wezwanie doręczyć. Ten odpisał sądowi, że nie ma „gotówki na podróż” i prosił o przesłanie mu funduszy [sic!]. Pismo odczytano w czasie rozprawy, zaś sędzia zarządził przymusowe doprowadzenie oskarżonego do sądu.
Policja w Warszawie nie zdołała odnaleźć Cierockiego w terminie kolejnej rozprawy wyznaczonej na marzec 1934 r. Policjant po zasięgnięciu wywiadu wskazywał, że od dwóch tygodni Cierocki nie przychodzi do mieszkania przy ul. Bednarskiej. 25 kwietnia sędzia stracił cierpliwość, w piśmie stwierdził, że Cierocki ukrywa się i zarządził jego tymczasowe aresztowanie.
W połowie maja 1934 r. „Al. Fonek” został osadzony w więzieniu przy ul. Dzielnej 24 w Warszawie, pozostając do dyspozycji sądu. W więzieniu przebywał dwa tygodnie, po czym został przetransportowany do Gdyni na rozprawę. Przyznawał się do autorstwa artykułu, upierał się, że opisał fakty, które rzeczywiście miały miejsce. Sędzia odczytał mu zeznania Masojady i Brzeskiego, uchylił areszt, odczytał wyrok i obciążył kosztami procesowymi. Cierocki zgłosił chęć apelacji.
W uzasadnieniu wyroku sąd dał wiarę wyłącznie inspektorowi szkolnemu, przypisał Cierockiemu działanie umyślne w rozpowszechnianiu nieprawdy i zniekształcenie uzyskanych informacji, a następnie podanie ich w czasopiśmie. Zarzucano mu podburzanie ludności ziemi kaszubskiej „głęboko religijnej, przeciwko rzekomym zakusom wydarcia im wiary i mowy”.
Sędzia nie uwzględnił czy może nie chciał uwzględnić, że Cierocki powielił jedynie jego informację uzyskaną od Brzeskiego, co wynika z zeznań szarłackiego pedagoga. Z pewnością jednak przewinieniem Cierockiego jako dziennikarza czy publicysty było to, że informacji nie zweryfikował i nie dał szansy na odniesienie się do zarzutów inspektorowi Masojadzie.
Cierocki w styczniu 1935 r. wniósł apelację, po okresie oczekiwania na pisemne uzasadnienie wyroku, jednak nieskutecznie. W piśmie słusznie wskazywał, że nie udowodniono mu w postępowaniu, że treść artykułu wywołała jakiekolwiek społeczne niepokoje – pismo wszak skonfiskowano, artykuł formalnie nie ukazał się. Dodatkowo sędzia nie poprosił o okazanie dowodu rzeczowego w postaci obrazu. Cierocki wskazywał na inspektora Masojadę jako urzędnika usposobionego antyreligijnie, co miało być wiadome zarówno w środowisku nauczycielskim jak i wśród miejscowej ludności. Cierocki pisał, że w sprawie usunięcia obrazu z sali szkolnej interweniowali u Brzeskiego mieszkańcy Szarłaty, a więc to nie artykuł, którego nikt nie czytał, lecz „występek” inspektora wywołał zaniepokojenie wśród społeczeństwa.
W lutym Cierocki musiał jeszcze uregulować zaległości finansowe względem sądu, jak również wpłacić zasądzoną grzywnę w wysokości 50 zł. Listy do niego w tej sprawie były kierowane do Warszawy na Al. Szustra 36 m. 19. Cierocki korespondencji nie odbierał.
Sąd już wcześniej powiadomił rektora Uniwersytetu Warszawskiego o sprawie karnej, która toczyła się przeciwko studentowi Cierockiemu (zachował się szkic listu do rektora). 12 lipca 1934 roku Rektor UW pisał do sądu z prośbą o powiadomienie go o toku postępowania w związku z prowadzonym dochodzeniem dyscyplinarnym, powołując się na wcześniejsze pismo z sądu do rektoratu. Co ciekawe, rektor określił Cierockiego nie jako studenta, lecz „słuchacza” (w aktach sprawy Cierocki występuje jako student UW). Jak wynika z treści notatki sędziego, sąd powiadomił rektorat o zapadnięciu wyroku. Możemy domniemywać z dużym prawdopodobieństwem, że w następstwie Alfons Cierocki został relegowany z uczelni (wcześniej był zawieszony w prawach studenta lub słuchacza?), choć dokumentów na ten temat nie mamy.
Ciakawe zresztą, czym Cierocki zajmował jako mieszkaniec kamienicy przy Al. Szustra. Czy był jeszcze studentem? Skąd miał środki finansowe na utrzymanie? We wspomnianym budynku „na parterze mieścił się skład win, wódek i towarów kolonialnych Stefana Księżopolskiego oraz mydlarnia Wacława Fiutkowskiego. (…) W kamienicy mieszkanie mieszkał także właściciel, prowadzący przedsiębiorstwo budowlane” – czytamy w jednym ze źródeł internetowych, co zaczerpnięto z opracowania Kasprzyckiego pt. Korzenie miasta. (Zob. www.warszawa1939.pl/obiekt/szustra-36). Może więc Cierocki zajmował mieszkanie służbowe i próbował się utrzymać, pracując w handlu lub budownictwie?
Rok po zapadnięciu ostatecznego wyroku skazującego sędzia przypomniał sobie o Cierockim. Na podstawie ustawy amnestyjnej ze stycznia 1936 r. darował mu orzeczoną karę pieniężną, której ten jeszcze nie zapłacił. Problem polegał jednak na tym, że aby kara pieniężna mogła byś darowana, pismo musiało być skutecznie doręczone „pod rygorem egzekucji”. Wkrótce jednak Cierocki musiał popełnić jakieś przestępstwa, skoro do sądu pisał w jego sprawie prokurator z Gdyni. Był to wniosek o zarządzenie wykonania kary, czyli odwieszenie wyroku, w związku z popełnieniem przez Cierockiego przestępstw z art. 187 kk (dotyczył podrobienia lub przerobienia albo używania takiego dokumentu jako autentycznego, co było zagrożone karą pozbawienia wolności do lat pięciu) i art. 265 kk., który brzmiał:
„Kto bez zamiaru uiszczenia należności wyłudza pożywienie lub napój w restauracji, mieszkanie w hotelu, mieszkanie lub pożywienie w pensjonacie, przejazd koleją lub innym środkiem komunikacji, wstęp na przedstawienie, działanie automatu lub inne podobne świadczenie, o którem wie, że jest płatne, podlega karze aresztu do roku lub grzywny”.
Pismo prokuratorskie zostało wystosowane z datą 3 czerwca 1936 r. Cierockiego ponownie poszukiwano, tym razem w celu osadzenia go w więzieniu. W Starej Hucie go nie zastano, lecz uzyskano informację, że mieszka w Warszawie przy Al. Szustra. We wrześniu nadal był poszukiwany. 14 listopada policjant ustalił, że przebywa Cierocki przy ul. Bednarskiej 26/6. Inny policjant ustalił, że Alfons Cierocki wcześniej mieszkał przy ul. Kopernika 29 m. 6 (obiekt już nie istnieje). Nie mogli go jednak odnaleźć.
19 listopada 1936 r. sędzia – zapewne na podstawie jakiś przepisów ogólnych, które się nieco wcześniej ukazały – postanowił o amnestii od wyroku skazującego wobec Cierockiego. Zachował się szkic pisma sędziego na ten temat. Próby doręczenia korespondencji w tej sprawie okazywały się nadal nieskuteczne, darowanie odwieszonej już kary pozbawienia wolności nie mogło więc nastąpić. W tym miejscu akta sprawy karnej wobec „Al. Fonka” urywają się. Na jednym z ostatnich dokumentów z 8 kwietnia 1936 r. ktoś dopisał ołówkiem po nieudanej próbie doręczenia Cierockiemu listu: „Adresat wyprowadził się do Żabokrzeki poczt[a] Grabów Łęczycki wojewódz[two] łódzkie”. Co Cierocki tam robił? To pozostaje zagadką. Być może informacje na ten temat uda się jeszcze ustalić.
Zastanawiająca jest zresztą sprawa marginalizacji roli Cierockiego w środowisku Zrzeszińców. Choć jego dorobek był skromny, pisał przecież Trepczyk o „Al. Fonku”, że „całą duszą oddaje się pracy kulturalnej swego regionu kaszubskiego. I cały swój zapał młodzieńca składa w zorganizowanie Zrzeszenia Regionalnego Kaszubów i wydawnictwo <
Dlaczego Labuda o Cierockim nie wspominał, czym zapewne przyczynił się do zamazania pamięci o tej postaci? Mógł przecież cokolwiek napisać, chociażby krótkie wspomnienie, co zrobił Trepczyk w roku 1947. Dlaczego tego nie uczynił? Może dlatego, że poróżnili się o sprawę publikacji artykułu na temat wydarzenia w szkole w Szarłacie, może też dlatego, że później „Al. Fonek” wszedł z Labudą w spór na temat podstawowych dla Zrzeszińców zagadnień „pomorskości” oraz „kaszubskości” i jednocześnie oddalił się światopoglądowo od Labudy, któremu wewnętrzne podziały w jego własnym środowisku nie były do niczego potrzebne. Problemów z powodu swoich poglądów i działalności miał i tak dosyć.
Zacznijmy od początku. W „Zrzeszy” 1 lutego 1934 r. Labuda, oczywiście pod pseudonimem, opublikował tekst pt. Koniec z pomorskością. Krytykował w nim ukazującego się w Gdyni „Gryfa” (do którego to pisma zbliżył się wówczas Cierocki), który jego zdaniem „przedstawia (…) dzisiaj już zerową wartość”, ponieważ nie jest redagowany przez Kaszubów. Postulował nieutożsamianie spraw kaszubskich ze sprawami ogólnopomorskimi, krytykując działalność na niwie kaszubskiej „Kociewiaków, Borowiaków, Krajniaków, Chełmiaków etc.”. „Kwestia kaszubska a kwestia pomorska – to dwie odrębne rzeczy!” – pisał Labuda.
Cierocki odpowiedział mu z pewną zwłoką, dopiero w maju 1934 r. na łamach „Zrzeszy” (w międzyczasie ukazało się sześć numerów czasopisma, co może świadczyć o tym, że „Al. Fonek” w Warszawie nie śledził na bieżąco rozwoju gazety). „Al. Fonek” zarzucił Labudzie, że ten w swoim tekście nie wyjaśnił czym jest wspomniana przez niego pomorskość. Sprzeciwiał się postulowanemu przez Labudę powierzchownemu „ograniczeniu terenu ruchu kaszubskiego do etnograficznego Pomorza, do Kaszub”. Cierocki udowadniał, ale w kontekście historycznym, że wspomnianą pomorskość można z kaszubskością jednak utożsamiać. Pisał o tym, co wydarzyło się przed wiekami na Pomorzu:
„(…) większość plemion pomorskich zatraca swoje właściwości etniczne, głownie na rzecz polszczyzny; tylko Kaszubi (obejmują tą nazwą i resztki będących już w agonii Słowińców oraz Kabatków) zdołali się oprzeć tym prądom asymilacyjnym, zachowując swój odrębny charakter, choć już nadszczerbiony do dnia dzisiejszego. Plemię kaszubskie stało się więc wyłącznym dziedzicem nazwy <
>, która tym samym, w znaczeniu etnograficznym, staje się równoznacznikiem nazwy < >, podobnie jak wyraz < > staje się równoznaczny z rzeczownikiem < >. Natomiast w znaczeniu historycznym < > jest pojęciem nadrzędnym w stosunku do pojęcia < >, albowiem Kaszubi stanowią tylko cząstkę potężnego plemienia Pomorzan. Dzisiaj zaś za Pomorzan uchodzi każdy, nawet niedawno osiadły mieszkaniec Pomorza (…)”.
Zarzucił więc Cierocki swojemu niedawnemu druhowi nierozróżnianie kwestii geograficzno-politycznych od etnicznych, jak również sprzeniewierzenie się programowi „Zrzeszy” [sic!], bo przecież miała się gazeta w głównym swoim założeniu przyczynić do „odrodzenia Wielkiego Pomorza”, jak pisano w manifeście. „Al. Fonek” podsumowywał: „Jeśli zaś istnieje jakaś odrębna od kaszubskiej <
Labuda odpowiedział Cierockiemu w „Zrzeszy” już w kolejnym numerze, miesiąc później, artykułem pt. Z jaką „pomorskością” należy skończyć i dlaczego?. Zarzucił Cierockiemu m.in. „brak orientacji wewnętrzno-politycznej na Pomorzu” oraz niezrozumienie sensu jego – jak sam to ujął – notatki. Nie zgadzał się też Labuda z przedstawioną przez Cierockiego definicją „pomorskości”, która wg niego miała znaczenie o wiele szersze, przede wszystkim w aspekcie współczesnym, który Labudę wyłącznie interesował, bo „pomorskość jedynie samych Kaszubów jest identyczna z kaszubskością: <
Chodziło więc Labudzie o to, że niektórzy Pomorzanie nie chcieli uznać poglądów i dążeń środowiska Zrzeszińców (czytaj: Kaszubów), ponieważ – jak można logicznie wywnioskować – na wzroście znaczenia Kaszubów na Pomorzu nie-Kaszubi tylko by stracili. Pamiętajmy przy tym, że krytykowany przez Labudę „Gryf” nie wysuwał postulatów wobec Kaszub i Kaszubów tak wyrazistych jak „Zrzesz”. Dr Pniewski czy nawet Majkowski nie twierdzili, Majkowski przynajmniej oficjalnie, że Kaszubi stanowią odrębny naród – stali oni na stanowisku, że Kaszubi są Polakami, nie jedynie chcą być obywatelami państwa polskiego. Labuda posądzał Pniewskiego (którego zaangażowanie zresztą wysoko cenił, o czym w odpowiedzi Cierockiemu pisał) o polonizację Kaszubów, żadna redakcja na Pomorzu poza „Zreszą” nie była też zainteresowana szerzeniem uznawanej za „separatystyczną” idei Labudy i jego towarzyszy. „Gryf”, zdaniem Labudy, „pragnął zmonopolizować sprawy kaszubskie”, m.in. krytykując „Zrzesz” na swoich łamach. „Gryf” w oczach Labudy miał więc pielęgnować pomorskość, natomiast „Zrzesz” kaszubskość. Krytykował też Labuda m.in. kościelnego pelplińskiego „Pielgrzyma” i jego endeckiego redaktora o narodowych poglądach. Przypominał, że przed „odrodzeniem Wielkiego Pomorza” należy doprowadzić do „odrodzenia Kaszub”.
Podsumowywał ideolog kaszubski rodem z Mirachowa, zwracając się z dużym dystansem do oponenta Cierockiego ze Starej Huty: „Panie <
Dla Cierockiego był to być może spór ambicjonalny, pamiętamy przecież, jaki obraz jego skomplikowanego charakteru wyłania się z dokumentacji nauczycielskiej.
W swoim tekście – replice skierowanej do Cierockiego, Labuda wprost stwierdził, odwołując się do konkretnych przykładów, że współpraca z Pomorzanami nierozumiejącymi idei kaszubskiej jest niemożliwa, z pewnością więc za taką osobę uznał też Cierockiego. Dość wspomnieć, że „Al. Fonek” więcej w „Zrzeszy” już nie pisał, trudno też sobie wyobrazić, że dalej nie oponował.
Odwołując się jeszcze do okresu warszawskiego biografii „Al. Fonka”, stwierdzić trzeba, że pewnością był on członkiem Korporacji Akademickiej „Cassubia” w Warszawie zrzeszającej studentów UW oraz SGH – widnieje Cierocki jako nierozpoznany na fotografii grupowej z 1932 r., co ciekawe na późniejszym zdjęciu prawdopodobnie z 1935 r. jest już niewidoczny. Fotografie te publikował np. Józef Borzyszkowski w Historii Kaszubów w dziejach Pomorza, t. IV. Badacz ten zresztą mocno krytykował działalność „Cassubii”, która jego zdaniem nie mogła się pochwalić jakimś znaczącym osiągnięciem, mimo licznych deklaracji i artykułowanych ambicji.
Pisał o „Cassubii” Cezary Obracht-Prondzyński w bardziej nautralnym tonie, co też przytoczył Borzyszkowski we wspomnianym opracowaniu:
„W Warszawie od 1927 r. funkcjonowała korporacja <
>, która miała charakter organizacji międzyuczelnianej, samokształceniowej, samopomocowej i towarzysko-propagandowej. < > co roku organizowała komersy, czyli zjazdy studentów kaszubskich w Kartuzach. Ich efektem było też powstanie w 1937 r. Koła Akademików Kaszubów w Kartuzach (…). Przewodniczył mu Aleksander Arendt, a celem było inicjowanie wydarzeń towarzyskich, wspieranie przemysłu domowego (…) oraz popieranie teatru kaszubskiego”.
W działalności „Cassubii”, jak się zdaje, chodziło przede wszystkim o to, żeby się spotkać, porozmawiać, wesprzeć, mieć też poczucie wspólnoty. Do korporacji tej należeli przecież ludzie wyrwani z kaszubskich wiosek, którzy przebywali w wielkiej i obcej Warszawie. Podobnie było w przypadku Akademickiego Koła Pomorzan w Warszawie, do którego Cierocki także należał.
Ostatni raz w znanych nam źródłach „spotykamy” Cierockiego w roku 1936 w poznańskiem. Co działo się z nim później? Przypomnijmy raz jeszcze fragment wspomnienia Trepczyka: „Po ukończeniu wydziału prawniczego przyjmuje posadę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, przy ambasadzie polskiej we Włoszech, w Rzymie”. Czy tak było w rzeczywistości? Są co do tego poważne wątpliwości.
Treść wiadomości:
„Sprawdziłem we wszystkich dostępnych publikatorach (m.in. <
>, Dzienniki Urzędowe MSZ), opracowaniach (Polska służba zagraniczna po 1 września 1939 r., Londyn 1954) i źródłach archiwalnych (w Archiwum Akt Nowych Warszawie, Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie) – nigdzie nie pojawiło się nazwisko Alfonsa Cierockiego jako członka służby zagranicznej, zarówno na stanowiskach dyplomatycznych, konsularnych, jak i pracownika kontraktowego. Czy mógłby Pan podać źródło informacji o pracy w służbie zagranicznej? Być może był zatrudniony w Rzymie w instytucji podlegającej placówce, np. szkoła lub instytut badawczy?” – informował i jednocześnie dopytywał w 2023 r. dr Paweł Ceranka, Naczelnik Wydziału Badań Historyczno-Dokumentacyjnych w Biurze Archiwum i Zarządzania Informacją Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Dodawał też później: „Poprosiłem o pomoc p. Krzysztofa Smolanę, autora trzech tomów Urzędnicy służby zagranicznej Rzeczypospolitej Polskiej 1918-1945, też nie ma w swoich notatkach żadnej wzmianki o Alfonsie Cierockim. Należy założyć, że nie był członkiem służby zagranicznej”.
Śladów po Cierockim nie ma także – jak się zdaje – w Apostolskim Archiwum Watykańskim. Być może trzeba szukać „głębiej”.
Co więc robił Cierocki w latach 1936-1939? Pomimo usilnych starań, sprawdzania różnorakich tropów, nie udało się tego ustalić. Czy walczył w wojnie obronnej we wrześniu 1939 r.? Dokumenty na ten temat z pewnością ktoś kiedyś odnajdzie – niewykluczone, że będą świadczyły o chlubnej karcie tego fragmentu życiorysu Cierockiego, który nie najlepiej – trzeba to przyznać – sprawował się jako nauczyciel, lecz zaznaczyć trzeba, że był wtedy bardzo młody.
Czy mógł być Cierocki jakimś tajnym agentem wywiadu? To pytanie zadał w trakcie powstawania niniejszego tekstu Tomasz Słomczyński, dziennikarz śledczy i reportażysta, gdy usłyszał o sygnalizowanej tutaj „dziurze w życiorysie”. Może więc – lecz pod zmienionym imieniem i nazwiskiem – pracował Cierocki w jakiejś placówce dyplomatycznej? Może w Rzymie?
Dlaczego, w jakim celu – jeśli wierzyć Trepczykowi – usiłował z faszystowskich Włoch przedostać się do Polski?
Tekst niniejszy stanowi nieco zmieniony fragment książki na temat Starej Huty w gminie Kartuzy, wydanej w 2024 r. Książkę można wypożyczyć w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej im. J. Żurakowskiego w Kartuzach.
Kolejne fragmenty będziemy publikowali co tydzień
Definicje23:15, 13.10.2024
1 1
i koncepcje narodu są różne. Narodu nie musi łączyć wspólny język, a np. tylko pismo lub terytorium. To właśnie terytorium łączy Polaków i Kaszubów, jako jeden naród, czyli życie w pobliżu Wisły. Obecnie jesteśmy zaś tak wymieszani etnicznie, że powinniśmy raczej myśleć o wspólnocie społecznej obywateli, żyjących razem w ramach wywalczonych przez wieki granic, a nie o narodzie. W wielu państwach ludzie mówią różnymi językami, oprócz urzędowego. Sumując Kaszubów i Polaków łączy rzeka Wisła.
23:15, 13.10.2024
Ooooooooo07:52, 14.10.2024
0 2
Dajcie spokój z zultanem 07:52, 14.10.2024
Czerlińści 12:45, 14.10.2024
4 3
Tam gdzie Wisła od Krakowa w polskie morze płynie polska mowa polska wiara nigdy nie zaginie.
Każda próba odłączenia od Polski równała się z czystką etniczną i dziesiątkami tysięcy ofiar .Było to zawsze wybijanie elit najbardziej świadomych przedstawicieli naszej społeczności .Patrz Niemiecka zbrodnia pomorska . Więc może już zakończmy te dywagacje mające nas przyklejać do niemieckiego Gdańska To Adolf dążył do powoływania landów nawet udało mu się góralami Kaszubi w najokrutniejszym czasie ponieśli niesamowite ofiary i nie poszli na to więc dajcie sobie na wolne z ta gadką 12:45, 14.10.2024
Thujki15:15, 14.10.2024
3 5
Po co komu to potrzebne 15:15, 14.10.2024
Artur123Polak17:40, 14.10.2024
1 5
Przestańcie dzielić naród, już wystarczy krecia robota polityków. Kultywujcie te regionalizmy jak chcecie ale nie propagujcie tych niedorzeczności o tym że mieszkańcy Kaszub to nie Polacy. 17:40, 14.10.2024
SzymSzymSzymon19:58, 14.10.2024
5 2
Naprawdę dobry artykuł. Więcej takich! 19:58, 14.10.2024
@ SzymSzymSzymon09:12, 15.10.2024
1 1
Napisał folksdojcz 09:12, 15.10.2024