Wojenne losy Alfonsa Cierockiego, nauczyciela, działacza i publicysty kaszubskiego związanego ze Starą Hutą wciąż czekają na odkrycie. Oto co dotąd udało się ustalić.
„Spotykamy” Cierockiego dopiero jako więźnia niemieckiego nazistowskiego KL Dachau. Czy znalazł się tam w okolicznościach zasygnalizowanych przez Trepczyka? Tego nie wiadomo. Obecnie wiemy jednakże, że Cierocki pożegnał się z życiem w innym czasie niż sądził jego druh, w dodatku w zupełnie innym obozie niż ten przypuszczał.
Wystarczy uruchomić Internet i wpisać w popularnej wyszukiwarce odpowiednie frazy, aby wejść na strony internetowe poświęcone ofiarom wojny i odnaleźć wśród tych ofiar Alfonsa Cierockiego – urodzonego w 1906 w Starej Hucie w powiecie kartuskim. Bez przeglądania dokumentów obozowych można ustalić, że Cierocki, niewolnik nr 13798, urodzony 25 marca 1906 (w akcie urodzenia widnieje data 27 marca) został przywieziony do KL Dachau k. Monachium pociągiem 12 lipca 1940 r. Miał tam status więźnia politycznego niemieckiego [sic!]. Do Mauthausen k. Linzu w Austrii został przetransportowany 10 marca 1941 r,
Dzięki dokumentom dostępnym w postaci skanów, jak również pomocy m.in. pracowników archiwum w KL Dachau i KL Mauthausen-Gusen, udało się ustalić jeszcze dodatkowe fakty na temat Cierockiego jako więźnia. W momencie uwięzienia był nadal kawalerem, jako zawód podał „korrespondent” (dziennikarz). Odnotowano też w kwestionariuszu informację o jego wyznaniu (rzymsko-katolickim). W Dachau przebywał Cierocki w bloku szóstym, izbie drugiej.
O KL Dachau pisał w Polsce po wojnie, na przełomie lat 60. i 70., przede wszystkim Teodor Musioł, który przez blisko pięć lat był tam niewolnikiem. Napisał on monografię obozu, wydał też publikację pt. Listy z Dachau (1984).
W świadomości Polaków obóz ten jest ważnym miejscem martyrologii polskiego duchowieństwa: „Wedle szacunków Kościoła katolickiego, do Dachau zostało zesłanych ok. 3 tys. (2794, w tym 1773 z Polski) zakonników, diakonów, księży i biskupów katolickich” – czytamy w jednym ze źródeł internetowych. „Podczas wojny w Dachau znalazło się wiele ludzi z krajów okupowanych: przede wszystkim z Polski (…), Związku Radzieckiego, Belgii, Holandii, Czech, Francji”. Więzieni byli tam też Niemcy – zarówno oponenci polityczni nazistów, jak również np. przestępcy. „Liczba więźniów osadzonych w Dachau w latach 1933–1945 przekroczyła 200 000.
Trudno jest określić liczbę więźniów, którzy zginęli w Dachau. Tysiące ludzi przywiezionych do obozu na egzekucję nie zostało zarejestrowanych przed śmiercią. Co więcej, liczba zgonów, które miały miejsce podczas ewakuacji, nie została ustalona. Naukowcy uważają, że w Dachau zginęło co najmniej 40 000 więźniów”. (Zob. encyclopedia.ushmm.org).
Musioł szacuje liczbę ofiar Dachau na blisko 150 tys., w tym 28 tys. Polaków i 13 tys. Polaków pochodzenia żydowskiego. Pomijając rok 1945, gdy śmiertelność w obozie była na najwyższym poziomie, do największej liczby zgonów w Dachau dochodziło w czasie, gdy przebywał tam Cierocki. Wspomniany badacz za Janem Domagałą podaje np., że w lipcu 1940 r. zginęły w Dachau co najmniej 34 osoby, lecz już w sierpniu było to co najmniej 119 niewolników. Np. w grudniu straciło tam życie nie mniej niż 439 więźniów. W marcu, gdy Cierocki opuszczał Dachau, liczba ofiar obozu wzrosła o co najmniej 321 ludzkich istnień.
Jak czytamy w opracowaniu Musioła, „największa liczba samobójstw przypada na lata 1940-1942, okres straszliwego głodu i terroru w obozie”. Ucieczka w tamtym czasie była niemożliwa – wg statystyk o ile w 1944 roku na 275 prób ucieczki 134 było udanych, o tyle w roku 1940 i 1941 więźniowie uciekali kolejno jedynie trzy i dwa razy. Udało się uciec dwóm osobom w 1940 i jednej w 1941 r.
Musioł podsumowywał: „W roku 1942 zmieniło się dużo w Dachau. Zamiast dawnej tezy o konieczności szybkiego zgładzenia każdego, kto się dostał do obozu, sformułowano tezę o przydatności wszelkiej siły roboczej dla przemysłu zbrojeniowego”. Oznaczało to jednak „wymordowanie wszystkich chorych, niezdolnych do ciężkiej pracy więźniów w tak zwanych transportach inwalidzkich oraz bezwzględną eksploatację pozostałych przy życiu, którym w dalszym ciągu nie szczędzono szykan i głodu”.
Do czego zmuszano więźniów w Dachu, czym zapewne zajmował się także Cierocki w obozie? „Więźniowie Dachau byli wykorzystywani jako robotnicy przymusowi. Z początku byli zatrudniani przy obsłudze obozu, przy różnych projektach budowlanych oraz w małych zakładach rzemieślniczych utworzonych w obozie. Więźniowie budowali drogi, pracowali w żwirowniach i osuszali bagna”. (Zob. encyclopedia.ushmm.org). Byli przy tym bici, poniżani, głodzeni. Pracowano na plantacjach. Więźniów zatrudniano też w produkcji zbrojeniowej (niewolników wynajmowały firmy niemieckie na masową skalę od 1943 r.). Na ten temat sporo pisał wspomniany Musioł, odnosząc się do poszczególnych okresów istnienia obozu: „Tam od samego początku nikogo nie wychowywano, lecz wyniszczano więźniów przez pracę, traktując ich jako nowoczesnych niewolników. Była ona dla nich przekleństwem, środkiem do szykan i tortur, metodą utrzymywania masy ludzkiej w karbach żelaznej dyscypliny i atmosferze ciągłego nękania. Obok fatalnych warunków bytowania i nieludzkiego traktowania stanowiła ona trzeci czynnik przyśpieszania <
W Dachau przeprowadzano też eksperymenty pseudomedyczne na skalę większą niż w innych obozach koncentracyjnych. „Specyfiką Dachau były też eksperymenty lekarskie, szczególnie lotnicze, w których zginęło przeszło 2 tysiące więźniów” – pisał badacz i były więzień Dachau.
Musioł pisał także o Dachau, co dotyczyło także Cierockiego:
„Więźniów politycznych zamykano w obozie na podstawie rozporządzenia prezydenta Rzeszy <
> z dnia 28 lutego 1933 roku, nazywając ich uwięzionymi ochronnie (Schutzhaftlinge). Aresztowanemu nie dano z reguły żadnej możliwości obrony, najczęściej go w ogóle nie przesłuchiwano. Podstawą aresztowania był rozkaz uwięzienia ochronnego (Schutzhaftbefehl). Rozkaz zawierający formułę, iż dany osobnik zagraża istnieniu i bezpieczeństwu narodu i państwa, bo jest mocno podejrzany o prowadzenie wrogiej działalności (tu wymieniano popełnione rzekomo czyny) co pozwala przypuszczać, iż na wolności będzie nadal kontynuował wrogą działalność przeciwko państwu niemieckiemu. (…) Przyczyny uwięzienia ochronnego były różne. Tysiące więźniów niemieckich – twierdzi Walter Hofer – nie dowiedziało się nigdy za co ich uwięziono, wbrew przepisom o Schutzhaft. Wśród więźniów politycznych było wielu takich, którzy znaleźli się w obozie na skutek mglistego donosu osobistego wroga, zwykłej, niekiedy najzupełniej prywatnej zemsty, co stwierdził także Rudolf Hoess (…)”.
Jeśli zaś chodzi o Mauthausen k. Linzu w Austrii, najważniejszym polskim badaczem historii tego obozu był Stanisław Dobosiewicz, autor monografii Mauthausen-Gusen. Obóz zagłady, Warszawa 1977 r., jak również Mauthausen-Gusen. Samoobrona i konspiracja, Warszawa 1980 r.. Wydał też w 1983 pozycję Mauthausen-Gusen: poezja i pieśń więźniów oraz w 2000 Mauthausen-Gusen: w obronie życia i ludzkiej godności. Dobosiewicz był więźniem Dachau i Mauthausen-Gusen, podobnie Cierocki. W Dachau przebywał krótko, w Mauthausen-Gusen jako jeden z nielicznych przeżył pięć lat i doczekał uwolnienia. Skupiał się jednak w swojej książce na opisie przede wszystkim Gusen, które powstało później, tuż obok Mauthausen, jako filia tego obozu, lecz o Mauthausen także często wzmiankował.
Dobosiewicz stwierdzał np., co jest ważne także w kontekście biografii Cierockiego: „W 1940 r. wszystkim więźniom przydzielonym w Dachau i Sachsenhausen do transportów odjeżdżających do Mauthausen i Gusen oświadczono, że jadą do obozu, w którym przejdą przeszkolenie (Umschulung) i że będą po nim mogli wrócić do kraju, by solidnie (anstandig) pracować dla Rzeszy. To przeszkolenie miało trwać co najmniej 3 miesiące”.
Mauthausen-Gusen był miejscem m.in. masowej eksterminacji polskiej inteligencji, której przedstawicielem był Cierocki. Więźniami obozu były osoby różnych innych narodowości, m.in. Węgrzy czy Rosjanie. „W obozie koncentracyjnym Mauthausen więziono też duże grupy Niemców, Austriaków, Francuzów, Włochów, Jugosłowian oraz Hiszpanów. Łącznie administracja SS zarejestrowała mężczyzn, kobiety i dzieci ponad czterdziestu narodowości”.
Mieli oni umrzeć wraz z Polakami, zamęczeni ciężką pracą, głodem i torturami. KL Mauthausen, o czym należy także pamiętać, był również jednym z miejsc zagłady m.in. austriackich Żydów oraz np. Świadków Jehowy. Zamordowano tam także wiele dzieci.
Pisał Dobosiewicz:
„Od momentu powstania obozu w sierpniu 1938 r. do jego wyzwolenia przez armię amerykańską w maju roku 1945 do Mauthausen deportowano łącznie około 190 000 osób. Tysiące więźniów zostało zabitych pałkami, zastrzelonych, zamordowanych zastrzykami lub też zamarzło na śmierć. Co najmniej 10 200 więźniów zostało zagazowanych w głównym obozie, w obozie Gusen, w ośrodku eutanazji na zamku w Hartheim bądź w samochodzie kursującym między Mauthausen a Gusen, do którego wpuszczano gazy trujące. Większość więźniów straciła życie wskutek wyczerpania nieludzką pracą, maltretowania, niedożywienia, niewystarczającego ubrania i braku opieki lekarskiej. W Mauthausen/Gusen i podobozach zmarło przynajmniej 90 000 więźniów, z tego mniej więcej połowa w ciągu ostatnich czterech miesięcy przed wyzwoleniem”.
„Do roku 1943 główną funkcją obozu była jednak funkcja polityczna, czyli ustawiczne prześladowanie i więzienie faktycznych bądź domniemanych politycznych i ideologicznych przeciwników Trzeciej Rzeszy. Przez pewien okres Mauthausen i Gusen były jedynymi obozami zaliczanymi do kategorii obozów koncentracyjnych III stopnia. Spośród wszystkich obozów koncentracyjnych Trzeciej Rzeszy warunki panujące wówczas w tych obozach były najcięższe, a śmiertelność niezwykle wysoka”. (Zob. www.mauthausen-memorial.org/pl).
Dobosiewicz zwracał jeszcze uwagę, że pisząc o ofiarach obozów, w tym Mauthausen-Gusen, należy uwzględnić także tych, którzy przeżyli lecz utracili zdrowie, w konsekwencji czego żyli o wiele krócej. Ważne było też cierpienie rodzin, dzieci, żon więźniów – jedna śmierć niewolnika powodowała wiele następstw dla innych ludzi. „Badania lekarzy, socjologów i demografów polskich pozwoliły ustalić, że w ciągu 15 lat powojennych śmiertelność wśród byłych więźniów była 10-krotnie wyższa niż w takich samych grupach ludności, które nie były w obozie, że jeden rok pobytu w obozie jest równoznaczny z przeżyciem czterech lat normalnego życia”. Wspominał też Dobosiewicz o syndromie poobozowym, który dotknął byłych więźniów i uniemożliwiał im normalne funkcjonowanie już po wojnie.
W jaki sposób zamęczano niewolników w Mauthausen? „Pięć miesięcy po <
Świadectwo z pobytu w Dachau i Mauthausen oraz następnie Gusen dał po wojnie (w roku 1958) Stanisław Grzesiuk, autor książki pt. Pięć lat kacetu. Było to dzieło niezwykle popularne w swoim czasie, wznawiane jest do dzisiaj. Pobyt Grzesiuka w pierwszym z tych obozów częściowo pokrywał się z pobytem tam Cierockiego. Grzesiuk opuścił Mauthausen pod koniec stycznia 1941 r., gdy większość więźniów przeniesiono do pobliskiego Gusen, Cierocki znalazł się zaś w Mauthausen już w marcu. Z tekstu Grzesiuka, który zarysował swój pobyt w obozach, wspominając wiele osób, które w tym czasie poznał, jak również przywołując dziesiątki różnych sytuacji, często drastycznych, których był uczestnikiem lub świadkiem, wynika, że więźniowie polityczni niemieccy byli traktowani nie lepiej, a może nawet gorzej niż Polacy o tym samym statusie. Dał też Grzesiuk np. szczegółowy opis niezwykle brutalnego transportu więźniów, w tym jego samego, z Dachau do Mauthausen, który to transport miał miejsce w sierpniu 1940 r., a więc w momencie, gdy więźniem Dachau był również Cierocki (transportowany do Austrii w marcu 1941).
Jeszcze o więźniach Dachau z wiosny 1940 r. pisał Grzesiuk, co może też rzucać światło na Cierockiego uwięzionego tam w lipcu: „Czesi i Polacy – to ludzie, których albo złapano przy przechodzeniu granicy, tacy, którzy przymusowo byli wywiezieni na roboty do Niemiec i nieraz już po kilku dniach uciekali do domu, albo też ludzie, którzy często dobrowolnie jechali na roboty i tu popadali w jakiś konflikt z władzami lub gospodarzem”.
Już w Austrii, po opuszczeni Dachau, stwierdził Grzesiuk: „O, tu dopiero dom wariatów – pomyślałem sobie. – Uważaj Stasiu, bo Cię przetrącą. Niezłe przywitanie. Dachau, wolne bloki – to Kanada. Tu dopiero będzie wesoło”. W Dachau warunki bytowania były o wiele lepsze niż w Mauthausen: „Trafiłem na blok 14. Były to puste bloki bez łóżek. Podłogi były pokryte słomą, rozsypaną tak, jak ściele się bydłu”. Pisał dalej autor wspomnień: „Warunki w Mauthausen można było nazwać rajem w porównaniu z Gusen, tak jak warunki w Dachau można było nazwać rajem w porównaniu z Mauthausen. (Nie mówię tu oczywiście o warunkach w kk. [kompanii karnej] w Dachau, lecz o warunkach przeciętnych więźniów, żyjących na tzw. <
W Mauthausen stosowano też przemoc w skali o wiele większej niż w Dachau. Polewano np. więźniów wodą i wyganiano ich nago na mróz, bito bez powodu do nieprzytomności a nawet śmierci, zagładzano, topiono w beczce z wodą, zabijano nierzadko spontanicznie – tym co było pod ręką, młotami czy łopatami lub strzałem z broni palnej. Zabijali zarówno Niemcy jak i funkcyjni więźniowie. W sposób zorganizowany rozstrzeliwano, niekiedy też gazowano, otruwano ludzi spalinami w specjalnie do tego przystosowanej ciężarówce. Takie okrucieństwa działy się także w Dachau, lecz nie miały – jak wynika z opracowań – tak masowego charakteru jak w Mauthausen i Gusen.
Relacjonował Grzesiuk o Mauthausen:
„Codziennie wynoszono z kamieniołomów do obozu trzydzieści-czterdzieści takich umrzyków i tę kolumnę nazywano <
>. (…) Byli to tacy, których wykończono w ciągu dnia, i osłabieni, którzy już nie mieli sił stać na własnych nogach i nieraz już kilka godzin przed końcem pracy leżeli na jednej kupie z nieboszczykami. Wszystkich takich zbierano w ciągu całego dnia i kładziono na kupę w pobliżu placu zbiórki”.
Praca w Mauthausen w tamtym czasie polegała m.in. na kopaniu rowów, ładowaniu i przewożeniu żwiru, noszeniu kamieni i brukowaniu dziedzińców, kruszeniu granitu, budowaniu infrastruktury obozowej z pozyskanego budulca. Ci więźniowie, którzy mieli szczególnego pecha, byli kierowani do pracy właśnie w kamieniołomie, co często było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Przy pracy nad wykuwaniem i przenoszeniem granitu byli dosłownie maltretowani, w ciągu dnia nie otrzymywali (nawet latem) ani wody, ani pożywienia. Wspominał Grzesiuk:
„Gdy wracaliśmy z pracy w kamieniołomach (…) na końcu szła cała karawana z nieboszczykami. Każdego niosło dwóch innych, również słabych, bo silniejszy uciekał, żeby go nie złapano do niesienia pustych, ciężkich kotłów po zupie obiadowej albo nieboszczyków po tych pioruńskich morderczych schodach. Stefan śmiał się, że wygląda już jak koń wyścigowy – nogi w kolanach ma grubsze jak w udach. Jego szeroka klatka piersiowa wyglądała naprawdę jak klatka – wszystkie żebra na wierzchu, obciągnięte tylko skórą. W umywalni mieliśmy lustro. Zauważyłem, że i ja też przechodzę kurację odtłuszczającą. Zawsze byłem za chudy do swojego wzrostu, lecz teraz już tylko skóra i kości”.
Do jakiej konkretnie pracy w Dachau i Mauthausen był zmuszany Cierocki? Tego raczej nigdy się nie dowiemy, lecz na podstawie powyższych informacji możemy się tego domyślać. Dość wspomnieć, że Cierocki w Mauthausen przeżył jedynie półtorej miesiąca.
Tajemnicą przetrwania Grzesiuka przez okres 5 lat w Dachau, następnie Mauthausen i później Gusen, było m.in. ciągłe uchylanie się, oczywiście na ile było to w danym momencie możliwe, od pracy, pozorowanie wykonywania „zleconych” czynności, także egzystowanie w przyjaźni z co najmniej jednym współwięźniem. Chodziło tutaj o wzajemną pomoc i dzielenie się żywnością.
Co do kwestii jedzenia, kluczowa zdaniem Grzesiuka była sprawa ciągłego zajmowania się organizowaniem żywności (a raczej odpadków nadających się do konsumpcji) ponad wyznaczone racje. Mocno akcentował Grzesiuk, że ci niewolnicy, którzy w obawie przed biciem pracowali ponad siły, jak również ci, którzy nie potrafili sobie poradzić jeśli chodzi o zdobywanie żywności, byli w stanie przetrwać w Mauthausen czy Gusen do czterech miesięcy.
Niestety, żadne ze wspomnianych opracowań książkowych nt. Dachau i Mauthausen-Gusen, jak również książka Grzesiuka, nie wspomina o Cierockim. „Al. Fonek” trafił do obozu w wieku 34 lat. Nadal był młody, jednakże najlepsze lata jeśli chodzi o siłę fizyczną miał już za sobą. Dodatkowo – jak wiemy – był człowiekiem szczupłym. Nie zwiększało to jego szans na przeżycie, tym bardziej jeśli np. pracował w kamieniołomie.
Akt zgonu Cierockiego wystawiono w Mauthausen 29 kwietnia 1941 r. Był to wtorek. Wynika z niego, że śmierć nastąpiła 25 kwietnia, a więc w piątek. Można stwierdzić z całą pewnością, na podstawie porównań z innymi aktami zgonów oraz opinii badaczy historii Mauthausen, że podano w akcie zgonu fałszywą godzinę śmierci (określoną na 7:20) oraz fałszywą przyczynę zgonu (zapisano w języku niemieckim: zawał serca i ustanie krążenia). Odnotowano pod datą 25 kwietnia szesnaście innych zgonów niewolników z Mauthausen, co było w 1940 r. normą.
W jakich dokładnie okolicznościach Cierocki stracił życie, nie sposób ustalić. Nie jest nawet wykluczone, że zginął nie w Mauthausen, lecz w sąsiednim Gusen. Dobosiewicz:
„Okresu budowy obozu [Gusen] – lata 1940 i początek 1941 – był okresem najcięższych, katorżniczych stosunków w obozie. Cechowało go najbardziej brutalne traktowanie więźniów we wszystkich komandach (…), zupełnie nieliczenie się z kwalifikacjami zawodowymi więźniów, stosowanie w najszerszym zakresie najcięższej pracy fizycznej zamiast najprostszych nawet maszyn, szafowanie siłą roboczą więźniów bez żadnych względów na jej wartość. Zakończenie budowy obozu zwalniało wielu więźniów do prac w kamieniołomach i przy budowie kolei. Zmniejszała się liczba komand, rosły natomiast szeregi kamieniarzy, wiertaczy i ładowaczy kamieni, a także obsługa warsztatów i magazynów. Podobnie budowa linii kolejowej wymagała znacznego zwiększenia liczny robotników”.
Można domniemywać, co stało się ze zwłokami Cierockiego – zostały spopielone w nowo wybudowanym krematorium. Za budynkiem w wielkim dole znajdował się zsyp i prochy Cierockiego zapewne wymieszały się z wszystkimi innymi, zaś obecnie nadal znajdują się w Mauthausen, są zakopane w oznaczonym miejscu pamięci. Imię i nazwisko „Alfons Cierocki” jest też „wyryte” w wirtualnej sali nazwisk ofiar Mauthausen-Gusen. Można do tej Sali wejść za pomocą Internetu, następnie zobaczyć umiejscowienie napisu, który znajduje się tuż przy wejściu po prawej stronie. Na innej stronie internetowej znajduje się wirtualny grób Cierockiego – można nawet „zapalić” tam znicz.
Trudno obecnie wyjaśnić ważny fakt, że przebywał Cierocki w obozach Dachau i Mauthausen jako więzień niemiecki – było to wszak jeszcze przed kwestią tzw. niemieckiej listy narodowościowej, inni więźniowie z „Kr. Karthaus Wpr” przebywali tam jako Polacy. Co ważne, o Cierockim jako polskiej ofierze wojny nie wspomina żaden spis zmarłych w Dachau czy Mauthausen-Gusen. Dlatego też po wojnie trudno było komukolwiek dociec, kiedy i gdzie zginął. Nie był przecież Niemcem – uważał się za Kaszubę, obywatela polskiego. Jego światopogląd można określić jako antyniemiecki.
Czy Cierocki skłamał w obozie, że jest Niemcem, myśląc, że dzięki temu przeżyje?
Danuta Drywa, autora książki Polscy więźniowie w obozie koncentracyjnym Gusen, wydanej w 2020 r. przez Muzeum Stutthof oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych, komentuje:
„Z tą przynależnością to jest bardzo różnie. Czasami Niemcy sami uznawali odgórnie, zwłaszcza na początku, ze ktoś, kto pochodzi z naszego terenu, jest Niemcem. (…) Jeszcze w 1939 r. Niemcy więźniów w obozie pytali, czy chcą być Niemcami, bo to gwarantowało zwolnienie z obozu, mało kto się na to decydował. (…) Np. na cmentarzu w Neustadt w Niemczech pochowana jest polska więźniarka, która tam zmarła już pod koniec wojny jako ewakuowana drogą morska i ma też wpisane „Niemka”, bo miała III grupę DVL. Logika Niemców czasami jest trudna do zrozumienia. Skoro jednak [Cierocki] został wysłany do obozów koncentracyjnych, to chyba nie chciał być Niemcem. Zwłaszcza, że – jak Pan pisze – działał w ruchu kaszubskim na rzecz Polski. Niemcy bardzo dobrze o wszystkim wiedzieli, mieli dobre rozeznanie w działalności Polaków”.
Może warto jeszcze wspomnieć, pamiętając o tym, co pisał Grzesiuk w sprawie przyjaźni i wzajemnej pomocy w obozie, że w Mauthausen wg księgi zgonów dwa dni przed Cierockim zginął Jan Cierocki z Mirachowa, urodzony w 1895 roku z ojca Franca i matki Josefiny z d. Grzenkowicz. Był to człowiek o 11 lat starszy od Alfonsa Cierockiego. Niewykluczone, że był członkiem jego dalszej rodziny, może kuzynem. Czy Alfons i Jan przebywali razem, czy byli współtowarzyszami niedoli, dzięki czemu łatwiej im było znieść pobyt w obozie? Raczej się tego nie dowiemy.
Trudno też dociec, czy był Cierocki przypadkowym więźniem obozów, czy może zapłacił najwyższą cenę za swoją działalność w ruchu kaszubskim, zwłaszcza zaś w związku z antyniemieckim wydźwiękiem książeczki wydanej w roku 1931. Dokumentów na ten temat brakuje i niewykluczone, że kiedyś ujrzą światło dzienne.
Czy mordercy Cierockiego mogli mieć jakąś wiedzę na temat jego działalności w Zelgniewie i dlatego zginął? Wszak może „polonizował” tam dzieci niemieckie i był np. nieprzychylnie nastawiony do propozycji miejscowych Niemców, aby w sali szkolnej odbywały się ich spotkania modlitewne. Może jakieś dokumenty znajdują się w archiwach niemieckich…
Co robił Cierocki w latach 1936-1940? Czy przebywał w tym czasie w Niemczech lub Austrii? Czym konkretnie się tam zajmował? Trzeba szukać dalszych śladów, bo postać Alfonsa Cierockiego ze Starej Huty może okazać się jeszcze ciekawszą.
Lopitr20:34, 21.10.2024
0 1
Co mnie stary zultan interesuje 20:34, 21.10.2024