Kuźnia Bazylego, niezwykła ekspozycja Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach skrywa element, będący pamiątką katastrofy bombowca, który w styczniu 1942 roku rozbił się nieopodal Kamionki Gowidlińskiej (gm. Sierakowice). Wiąże się z nim niezwykła historia.
Inicjatywa powstania ekspozycji nawiązującej do pracowni kowala zrodziła się u mieszkańca Kartuz Andrzeja Dąbrowskiego, który zabiegał o to, aby pamiątki po jego dziadku Bazylim nie uległy zniszczeniu, a przede wszystkim zapomnieniu. Muzeum Kaszubskie w Kartuzach zaadaptowało tzw. budynek gospodarczy, który został przystosowany na wystawę stałą zatytułowaną Kuźnia Bazylego.
Większość urządzeń kuźni przechowywała rodzina, niektóre uległy rozproszeniu. Panu Andrzejowi udało się je odkupić i przekazać muzeum. Na ekspozycji zaprezentowane zostały urządzenia kowalskie takie jak: miech kowalski z 1911 r., palenisko, kleszcze, tokarki, szlifierki, a także nietypowa pamiątka.
To fragment bombowca, który w czasie II wojny światowej w styczniu 1942 roku runął na zamarznięte jeziorko w Królewskim Lesie przy Bukowej Górze (Kamionka Gowidlińska).
Ze wspomnień zebranych przez Barbarę Kąkol w tej sprawie wynika, że kiedy doszło do katastrofy była straszna śnieżyca, nic nie było widać. Bombowiec prawdopodobnie miał awarię, gdyż leciał bardzo nisko z przeraźliwym rykiem silników od strony wsi Bawernicy, tak jakby pilot szukał miejsca do lądowania.
Może dlatego samolot zahaczył o najwyższe drzewa. Zgubił ogon. Potem spadł na zamarznięte jeziorko. Zupełnie się roztrzaskał. Przeżył tylko strzelec, który siedział z tyłu w ogonie. To on powiadomił ludzi o tym, co się stało. Dwóch pilotów zginęło. Widziano ich zmasakrowane ciała.
Niemcy przyjechali bardzo szybko i otoczyli cały teren. W pośpiechu pozbierali co się dało i odjechali. Wcześniej zorganizowali pomoc, angażując okolicznych kowali i rolników z silnymi końmi i mocnymi saniami. Roztrzaskany kadłub z jednym skrzydłem i silnikiem ściągnięto na brzeg przy pomocy lin i koni. Część drugiego odłamanego skrzydła wraz z silnikiem i podwoziem przebiła warstwę lodu i opadła na dnie głęboko w mule, całkowicie znikając pod wodą. To czego nie zabrali Niemcy, pozbierali miejscowi kowale.
Pan Andrzej wspomina:
Na początku 1960 r, dziadek miał w kuźni mnóstwo różnych elementów z tego samolotu, a przed kuźnią oparte o ścianę były różne oderwane i pogięte aluminiowe elementy konstrukcji kadłuba lub skrzydeł. Były to nitowane elementy blaszane z skrawkami materiału. Na zewnątrz kuźni pod dachem wisiał dzwon, wykonany z elementu z tego samolotu. Wisiał na haku zawsze w tym samym miejscu. Miał tam jakieś dorobione serce, ale najczęściej dziadek uderzał w niego młotkiem, bo wtedy było go najlepiej słychać.
Służył nie tylko do płoszenia szpaków, ale także dziadek dawał nim umówiony sygnał, jak potrzebował kogoś do pomocy w kuźni. Były identyczne dwa takie elementy. Ten drugi posiadał wujek Franek.
Tu chciałbym wspomnieć, jakie było moje zdziwienie, gdy ten dziadka zardzewiały dzwon uczniowie przynieśli mi do biura, jak pracowałem w warsztatach szkolnych Technikum Mechanicznego w Kartuzach. Było to w roku 1992. Byłem tam zatrudniony na etacie głównego mechanika i nauczyciela zawodu ślusarz mechanik, a także zastępcy kierownika warsztatu. Moja pierwsza reakcja, to był dla mnie szok i zaraz pytanie, skąd wy to macie. Wtedy zaraz z tyłu za nimi wszedł pracownik "kontroli jakości", Dułak Jerzy z Sulęczyna z pytaniem, czy może z tego zrobić dzwon, bo to ma ładny dźwięk, i że uczniowie wyczyszczą to od rdzy, dorobi się toczone serce i mocne prawdziwe zawieszenie.
Wysłuchałem jego z niecierpliwością i zapytałem, po co mu taki dzwon i co będzie z nim robił, a w ogóle skąd to ma? Poznaję to, powiedziałem mu, to był dzwon mojego dziadka z Borku i opowiedziałem mu historię jego pochodzenia. Wtedy mi powiedział, że wszystko się to zgadza. Dał mu to proboszcz z Sulęczyna, który będąc na kolędzie dostał to od kogoś w Borku, i chce, aby z tego zrobić tymczasowy dzwon do nowo budowanego kościoła w Węsiorach.
Jeden niewielki aluminiowy element bombowca, jaki zachował się w kuźni Bazylego pan Andrzej przekazał do Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach w ekspozycji Kuźnia Bazylego.
W czerwcu 2006 roku Bractwo Historii Wojskowości w Gdańsku przy pomocy płetwonurków wydobyło drugi silnik wraz z innymi elementami i po jego renowacji przekazany został, jako część ekspozycji na zamku w Gniewie.
Poniżej zdjęcia z akcji wydobywania silnika z jeziora w Kamionce Gowidlińskiej wykonane właśnie w czerwcu 2006 roku.
3 2
Ani słowa o tym czyj był ten bombowiec
1 0
Adiego XD
3 0
Czytamy ze zrozumieniem